Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 107.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

salonik fortepianowy i salon wielki. — Znikli. — Fosca mniemał w swem zachwyceniu, że miał rozkoszne widzenie. Ta złuda ustaliła się, gdy znagła we wszystkich pokojach światło zgasło. Nie rozumiejąc logiki tych wydarzeń, Ernesto po dawnemu znieruchomiał. Żadna teraz siła nie byłaby w stanie podnieść go z miejsca. Słyszał bicie swego wzburzonego serca, które, jak gdyby współuczestnik postronny wydarzeń, samo jedno ważyło i mierzyło ogrom i ciężar wypadków. W pewnej chwili rozległ się szelest otwieranych drzwi. Fosca zobaczył znowu utęskniony obłok. Miękka ręka znalazła w ciemności jego rękę i pociągnęła go całego ku drzwiom mieszkania. Stał się sam ciemnym obłokiem. Szedł na palcach, jak kot, czy jak szczur. Stopy jego, miękkie niby z gumy, sunęły po śliskiej posadzce, stąpały niedosłyszalnie po opornej miękkości, dywanów, przebiegle wymijały sprzęty, których ciepło i ostrość, na podobieństwo czujących, odosobnionych bytów, zdawały się w zupełnej ciemności dostrzegać. Nareszcie oczy ujrzały światło w szczelinie klucza.
Pani Szczebieniew otworzyła drzwi i wprowadziła Ernesta do swego sypialnego pokoju. Miękie tapetti wyścielały tam całą podłogę, więc bez szelestu przyszli obydwoje do niskich fotelów, które stały w głębi sypialni. Kazała mu usiąść. Usiadł. Wskazała mu groźnym gestem ręki drzwi sąsiedniego pokoju. Słyszał rozmowę. Rozmawiali dwaj mężczyźni. Gdy się dobrze wsłuchał, poznał głos Szczebieniewa i Emieljanowa. Tak, to ci dwaj wrogowie rozmawiali po rosyjsku.
Pani Szczebieniew przesunęła swój fotel do fotela Ernesta i szepnęła swemu gościowi do ucha, parskając krótkim śmiechem: