Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 098.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

równie, jak jego schronienie, gościnnych. Gdy za przewodnikiem drzwi się zamknęły, Fosca znalazł się w ślicznym gabinecie, dostatnio umeblowanym, który był sam w sobie odosobniony, jak numer hotelowy. Za oknem szalała wciąż ulewa. Przygodny wędrowiec otworzył okno i zapatrzył się w Rzym, widoczny poprzez mglistą zasłonę ulewy. Nie tyle oczyma, lecz raczej kombinacją pamięci i zmysłem wzroku rozpoznawał kształty wielkich ciemnych mas — Watykanu, Palatynu, Kapitolu, Awentynu... Doświadczał najrozkoszniejszego uczucia nowości, odkrywania rzeczy nieznanych na świecie i uczuć zgoła nowych w sobie. Był dotąd niczem, był w gawiedzi. Nieznajoma kobieta wyprowadziła go za rękę z tłumu, jak dobre bóstwo, między tyle ciekawy, nieznany, dostojny ród bogaczów, pokazała mu zupełnie innych ludzi i inne stosunki. Uczciła go, wywyższyła, rozradowała. Oto tego wieczora, gdy była zajęta swemi gośćmi, szukał jej spojrzenia. Nie dostrzegała go w tłumie. Wtem oczy jej spłonęły, jak w nocy dwa ognie, — twarz zmieniła się, stała czujną, — uniesienie rozpostarło się nad jej równemi brwiami, jak werset, pisany na czole białem, ni to śnieg nieskazitelny w górskich wyżynach. Serce Ernesta zadrżało z dzikiej radości. Był pewien, że go już dostrzegła, że go zobaczyła baczną źrenicą, choć nie pochwycił w swe oczy jej spojrzenia. Była tego wieczora piękniejsza, niż kiedykolwiek, przeszła wszystko, co o kobiecej piękności można wymarzyć. Oczy jej roztaczały niewymowną fijołkową zorzę w pamięci każdego mężczyzny, zachwycała barwa włosów i ich naturalne a niespodziane formy. Gdy już mogli rozmawiać, Fosca głosił to wszystko nie jako komplementy albo słowa zalecanek,