Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 070.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uśmiechać. Zrobił to właściwie z nałogu, z głupoty, czy dla ratowania się z tej zawikłanej sytuacyi! — licho go wie! Jeszcze chwila i ukłonił się z elegancyą skrzypka drugiej klasy. Uszczęśliwiona odpowiedziała skinieniem głowy. Wtedy już nie było rady: klamka zapadła. Podszedł bliżej i przemówił ochrypłym głosem, a włoską francuszczyzną.
— Chcę pani złożyć podziękowanie za pozbawienie mię posady.
— Pozbawienie posady? Ja... pana... posady — rzekła w zdumieniu, najdoskonalszą francuszczyzną, jaką Ernesto Fosca słyszał kiedykolwiek na Apenińskim półwyspie.
— Tak jest, pani!
— Jakże to mogło się stać? Jak? Kiedy?
— Przecie pani była dwa miesiące temu w filharmonii tutejszej, na koncercie sobotnim. Graliśmy Czajkowskiego i Wagnera. Szedł «Tannhäuser».
Uśmiechnęła się rozkosznie, tak rozkosznie, iż Ernesto nie żałował głupstw, których tego dnia tyle już napalił.
— Pamięta pan jednak, że wtedy byłam w filharmonii!...
— Jeszczeby też! Nigdy ten dzień nie wyjdzie mi z pamięci! Nigdy!
— Doprawdy? — zagadnęła, rumieniąc się, barwiąc się wszystka od fali krwi, aż jej twarz, odsłonięta szyja i zarysy ramion przybrały barwę pentelikońskiego marmuru.
— Tak jest, pani! Nigdy ten dzień nie wyjdzie mi z pamięci, bo wtedy właśnie dostałem dymisję.
Sposępniała, zbielała, jakby ją północny śnieg owiał i zmroził.