Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 069.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

słomkowy kapelusz z pękiem kwiatów ledwie je mógł objąć i związać. Jasna, wytworna suknia przesłaniała kształty tak nadobne, iż grecka tancerka w swej prawie nagości pewnieby się była zawstydziła swoich. Rysy twarzy delikatne, subtelne, suche, pociągłe, zdradzały ów ród ludzi północnych, obcych rasie latyńskiej, a tak ją dziwnie nęcących. W pomieszaniu, bezwiednie piękna pani ściągnęła rękawiczkę i odsłoniła dłoń wypieszczoną, białą, o palcach jak gdyby rzeźbionych w przeźroczystym marmurze, na których w dodatku połyskiwały brylanty, migocące tysiącem blasków. W zakłopotaniu swem, w rozterce, zatrwożona, zdawało się, że się zbliży, że przemówi i poda tę obnażoną rękę na powitanie. Ale — nie! Skądże! Przeszła krokami, najwidoczniej wytrąconemi z pewności i równowagi, na drugą stronę posągu tancerki, niby to dla obejrzenia jej z boku. Tam zatrzymała się i podniosła oczy wcale nie na rzeźbę, lecz na Ernesta Foscę. Najwidoczniej, najniewątpliwiej nim była zachwycona i jemu ofiarowywała swe uwielbienie. Teraz już absolutnie nie wiedział, co począć. Stał, a raczej sterczał. Był zmięszany, znieruchomiały i tak dalece czuł nędzę swej ordynarności, iż gotów był popełnić największą niedorzeczność, byle wybrnąć z tej sytuacji. Gdybyż się choć na chwilę odwróciła, spojrzała w inną stronę, gdybyż mu dała święty spokój! Istny wąż grzechotnik, czy nawet boa! Oczy omdlałe, niemal we łzach. Usta w uśmiechu. Cała postać zdawała się podawać nieśmiało naprzód, hamować się bezsilnie, żeby nie iść ku niemu...
Ernesto popełnił największe głupstwo, jakie na tym padole można było popełnić: spojrzał na nieznajomą całą pełnią ślepiów i zaczął się do niej z baranią radością