Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 058.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dwugłos skrzypiec głównych i otwarła się przed słuchaczami jakgdyby wielka kwietna dolina, w której dalekości samotna fletnia wabi ku sobie. Fosca, zatopiony właśnie w tyle zajmującej rozmowie swych oczu z oczyma cudzoziemki, przegrał najpoprawniej w świecie ów dwugłos skrzypcowy, literalnie nie wiedząc o tem, że go już przegrał. Niewiadomo, jakim się to stało sposobem, dość, że się stało. Wydało się młodzieńcowi, że jeszcze skrzypce nie grały tej pieśni. Ernesto Fosca powtórzył sobie mechanicznie, w zapomnieniu o świecie bożym, swój skrzypcowy udział w spazmatycznym dwugłosie, gdy już wiolonczela inny temat traktowała. To solo wyleciało w powietrze, jak raca. Kapelmistrz rzucił w skrzypka pioruny oczu i wykonał takie ruchy pałeczką, iż zaiste równały się ścinającym czynnościom kata na szafocie. Tenże kapelmistrz trzymał Foscę przez chwilę w swych rozszalałych, wyciągniętych rękach, jak czarnego kreta, schwytanego na gorącym uczynku. W niego to walił swem hebanowem narzędziem kary, jakby mu wymierzał wściekłe cięgi z prawej i lewej strony. Symfonia runęła w swe niezbadane przestwory. Ernesto Fosca poczuł zimno w rdzeniu pacierzowym. Przeczuwał, iż ten passus na sucho mu nie ujdzie. W istocie, ledwie rozległy się oklaski, kat zeskoczył z szafotu i przywołał do siebie winowajcę ruchami, przypominającemi zarzucanie rzemiennego arkanu, długiego lasso na antylopę, uciekającą w popłochu. W zakamarku kulis kapelmistrz wyliczył przestępcy w same białka oczu setki, tysiące, miljony wyrazów tak dalece nieparlamentarnych, niesmacznych, gminnych, transtewerańskich, iż słuchacz nie zdołał wielu z tych metafor gwarowych nie tylko spamiętać, ale nawet jednych od dru-