Strona:PL Stanisław Wyspiański - Wiersze, fragmenty dramatyczne, uwagi.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że duszę we mnie zdepcą, że ją zgłuszą
ziemscy królowie niegodni.

(zwierzając się wierzbie, ze smutkiem)

Ja nie umiałam mówić, — nie umiałam. (kłania się) Wasza Książęca Miłość wybaczy, ale ich Królewskie Miłoście chcą, żebym była papla. (kłania się) Wasza Książęca Miłość — (jakby czyje słowa powtarzała:) Trzeba się umieć kłaniać. (dyga, całuje się w rękę) Dobrze tatusiu. (jakby czyje słowa powtarzała:) W ukłonie należy zginać karku. (całuje się w rękę) Dobrze ojcze. (jakby kogo spostrzegła, kłania się) Ich Królewskie Wysokości, — padam do nóg, (w wybuchu złości:) To ty nie wiesz, że ja cię kocham! kocham, kocham! Ty ze mnie drwisz, szydzisz; bawisz się mną, jak dzieckiem. To ty niemasz serca! Nie masz! Nie masz! Nie masz! (śmieje się) On jest szalony, — on jest szalony. On nie wie, co mówi. — — (domyślnie) Ja muszę być, jak on. (usiada nad wodą, na chylącej się wierzbie, na której wiszą wianki powiędłe) To jest mój wczorajszy wieniec. — A ten zawiłam dzisiaj rano. — (skrzywiła usta)

Zwiędły.
(poważnie)

Czas na mnie. Niezadługo zawołają mię do domu. I ojciec wróci. I ja się ustroję. (obejmując pień drzewa) A tu mi dobrze. — (z trwogą) Nie pójdę!

(śpiewa)

Liść twój siny, sine kosy,
wierzbo, wierzbino.
Twój kochany jutro wróci.
Nie płacz dziewczyno. —
Dzień się dłuży, łza cię smuci