Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 252.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śnemi promieniami słońca, wygląda, jak bok gotyckiego kościoła, najeżony szkarpami, gzemsami, wieżyczkami. Cień, osuwa się jeszcze niżej, już światło sięga wielkich usypisk gruzów granitowych, które od brzegu jeziora wznoszą się do ścian turni wielkiemi piramidami, bielejącemi się u góry wieczystym śniegiem, o który właśnie drasnęły ostre promienie słońca. W tejże chwili olbrzymi snop światła wytrysnął zza ciemnych skał i upadł na brzeg jeziora w stronie Rysów. Wszystko dokoła ściemniało — woda jeziora zamroczyła się, jakgdyby w niej zatopiła się noc bezksiężycowa; lasy zczerniały i tylko tam u przeciwnego brzegu wysunięty skrawek ziemi błyszczał ha tle ciemnego aksamitu, jak srebro, mienił się tęczowemi blaskami, jak brylant, świecił, jak elektryczne ognisko. To słońce stopiło kryształy szronu i drgało w ciężkiej rosie zalewającej mchy, trawy i kiście borówek, i korony limb, które jak białe płomienie zapalały się, gdy ich dotknęła pożoga słonecznych blasków.
Jeżeli kiedy Morskie Oko naprawdę jest podobne do oka, to w tej chwili. Otoczone jasnemi gruzami granitów, niby białkiem, ze źrenicą czarną w środku, rozchodzącą się do brzegów przezroczystemi tonami seledynu, z tym połyskiem słonecznym zdaje się patrzeć w niebo z pod szarej skał powieki.
Poprzez smugi świetlne, drżące w lekkim oparze, wznoszą się wysoko równe ściany Rysów — mgliste, powietrzne; słońce wpada w kotlinę czarnego stawu, i świeci się tam, jakgdyby poza skalnym ciemnym progiem żarzyła się lampa elektryczna, promieniująca gwałtownie na skały, których każdy załom i występ rysuje się ostro i wyraźnie.
Jezioro leży ciche, gładkie, chłonąc wszelkie blaski, cienie i barwy ciemnych skał granitowych, srebrzystych śniegów, szarych usypisk piargów i czarno-zielonych kosodrzewin. U brzegu, z pod seledynowego przeźrocza przezierają jasne kamienie; na głębi od czasu do czasu pluskają pstrągi, rozcinając srebrnemi kółkami granatowy atłas wody.
Słońce z południa wznosząc się ponad szczyty, zalało całą kotlinę blaskiem, tylko woda ciemniała w obramowaniu skał jasnych, nad któremi zaczynały się kosówkowe lasy, ścieląc się w górę zboczami Żabiego i Miedzianego wirchu. Wśród gęstwy potężnych krzaków kosodrzewiny stały limby ciche, trącając kistkami długich igieł o pokręcone gałęzie halnych śmereków, lub białe, uschłe pnie potrzaskanych sucharzy. W potoku leżą butwiejące pnie rude, — z pośród omszałych głazów wznoszą się nastroszone czarne wykroty. Wszędzie rozsypuje się rumowisko skalne, walają