Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 250.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W chwili, kiedy księżyc przesuwał się wśród szczerb Mięguszowskich turni, zjawiły się na nich kosmyki mgieł świecących na przeźrocz srebrzysto-żółtawem światłem. Zdawało się, że to się kurzy z księżyca, że tam po wirchach ktoś chodzi z jasnym kagankiem, z którego się zwijają obłoki dymu.
Wszystko to przeglądało się w gładkiem jeziorze, drzemiącem w mrokach nocy.
Powoli cichło dokoła. Przewodnicy odtańczywszy z pasyą i szaleństwem, ile mogli, gwarzyli teraz koło watry; wewnątrz schroniska szemrały przyciszone głosy — zdała dolatywał szum wody — ciągły, jednostajny, senny.
Idziemy spać. Cokolwiek złego da się powiedzieć o estetyce i komforcie budowy schronisk — można w nich jednak odpocząć. Po nocy niespanej, po dniu pracowicie spędzonym, po doznaniu tylu krańcowych wrażeń i wzruszeń, po bytności Na przełęczy, z przyjemnością kładziemy się w nie zbyt czysto posłane łóżka, zatapiamy się w miękkie posłanie słomy, i kończąc prowadzone rozmowy, zaczynamy drzemać.
Jeszcze świece niepogaszone, jeszcze słychać ciche stąpania górali, obutych w kierpce.
Drzwi, na drewnianych zawiasach, skrzypią przeraźliwie, do izby wchodzi wysoki, młody człowiek w słomkowym kapeluszu, w serdaku na eleganckiem ubraniu, w kamaszach, bez laski lub ciupagi. Ogląda się po izbie, widzi puste łóżko, kładzie się na niem, przykłada kilka razy rękę do głowy, potem wstrząsa nią, jakby chciał powiedzie: „No, wszystko jedno — trudno! co będzie, to będzie.“ Przewodnik, który z nim przyszedł, zdejmuje mu kapelusz, wkłada jakąś czapkę z przyłbicą, zdejmuje buty, rozpina surdut, nakręca zegarek, wkłada pantofle, obwija w pled i kładzie na posłaniu, jak mumię gotową do wstawienia w piramidę, — poczem mówi mu coś do ucha i wychodzi. Gasimy światło i śpimy.


∗                              ∗

Ranek. Jasne, nikłe, prawie bezbarwne niebo, rozpina się nad szczytami. Wszystko jest blade, — w rozproszonem świetle poranka znikły wszystkie cienie. Szarawo-mleczne turnie wznoszą się dokoła gładkiego jeziora, — tak gładkiego, że odbicie w wodzie nie różni się nieczem od rzeczywistych barw i kształtów — nie wiadomo, czy świat piętrzy się w górę, czy zapada w bezdnię. Woda niema żadnej swojej barwy —