Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 241.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


na tratwie.
przywykliśmy też do granitu, do tej pewnej, silnej, stałej podstawy. Teraz, stojąc, na tratwie pchanej przez kogoś, kołyszącej się zlekka, niezależnie od naszej woli, wiszącej nad czarną, tajemniczą głębią, — w czemś tak różnem od niewzruszonych złomów granitowych, w miękkim atłasie wody, lśniącym, skrzącym się, ruchliwym, rozstępującym się pod uderzeniami wiosła, — naraz czuje człowiek całą różnicę swego stosunku do wody i skały; widzi, że te wszystkie środki, któremi walczył z górą, są tu na nic, że znowu jest wobec czegoś nieznanego, do czego musi się przystosować, lub co potrzebuje opanować.
To są dalsze refleksye — ale pierwsze wrażenie nie wyrozumowane, wywołuje poczucie niepewności i nieufności.
Przybijamy do brzegu, robiąc wielkie wrażenie wśród publiczności, zebranej na galeryi schroniska.
Niektórzy z naszych towarzyszów, odrazu odczuwają urok dam, przyglądających się z góry, i w tejże chwili nabierają wdzięku, który im był tak niepotrzebny, i tak zresztą niemożliwy do zachowania, przy złażeniu na grzbiecie po klamrach.
Lecz góry, Morskie Oko, nawet nasz głód i zmęczenie, nawet damy — wszystko niknie wobec piorunującego wrażenia, jakiego doznajemy na