Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 206.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tempa ruchów, każdy, odpowiednio do swego temperamentu i zdolności tancerskich, improwizuje ruchy i skoki. Ten łagodny blondyn, zgrabny i smukły, stula nogi, bierze się pod boki i wyprostowany, rzuca sobą w powietrze, padając ukośnie na ziemię, jak gwóźdź olbrzymi. Ten drab potężny o czerwonej, spoconej twarzy wyrzuca się w górę na sążeń, zgina nogi, uderza z trzaskiem w locie dłoniami po piętach i spada z hukiem. Ów, z nadzwyczajną elegancyą i szykiem drepce w miejscu, pochylony, jak gdyby się zachwycał własnemi nogami. Tamten bije z zaciekłością nogą w ziemię, jak gdyby chciał w niej dziurę wybić, lub roztrzaskać własną piętę. Ów przypada całem ciałem do ziemi i wylatuje nagle w powietrze, jak raca. Tamten przeciera obłąkane oczy, włosy mu się jeżą, wytrząsa rękoma nad głową, zdaje się być opętanym, pijanym jakimś szałem, a jego nogi same, bez jego woli i wiedzy, trzęsą się na miejscu w jakichś zygzakowatych, błyskawicznych ruchach. Wszyscy wykrzykują, szamocą się, tupią, śmigają rękoma i nogami, i zdają się być zębami jednego koła, lecącego w najszybszym obrocie. Znowu muzyka wolnieje, ruchy stają się spokojniejsze, tańczący biorą ciupagi, zczepiają je ostrzami, trzymając wysoko, i tańczą wkoło zwolna, jakby dla odpoczynku. Lecz nagle, grajek naciąga brwi wielkie, nad oczyma ukrytemi pod wystającym jak okap zrębem czoła, ściska konwulsyjnie skrzypki i rznie jeszcze wścieklejszym rytmem, a cała banda tancerzy zaczyna się z jeszcze większą gwałtownością ciskać i szaleć. Latają w powietrzu ręce, nogi, błyska stal ciupag, wszystko się mięsza i mąci w jakiś chaos.
Rzecz oczywista, że aby nogi tak latały, trzeba, iżby je nosił w powietrzu ten namiętny i zaciekły temperament, który żyje w góralach. Pasya, która ich porywa przy tym tańcu, jest tak gwałtowna, że kiedy stają przed grajkiem, najtęższe chłopy z czerwonemi jak rak gębami, bledną jak trupy ze wzruszenia.
Ta zawziętość, zaciekłość, ta wybuchliwość temperamentu, przeniesiona w sferę innych niż taniec czynów i uczuć, wydawała gorsze, straszniejsze od wybicia dziury w podłodze skutku. Żądza bogactwa, namiętność do kobiet, lub proste spotkanie się przy jednej jamie świstaczej, przy jednej kozicy lub trupie niedźwiedzia, albo zemsta za obrazę, zapisały się niejednym krwawym czynem w tradycyi Zakopiańców.
Wojtek Marduła, o którym mówią: — „Wiele chłopów honornych było, ale syćka ony ku Mardułowi to ta nic nie płacili!“ — był równie odważnym, dzielnym, jak zaciekłym i krwiożerczym w zemście.