Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przysiadając, zatrzymując się, mijając się z juhaskami prowadzącemi objuczone konie, z hal do Zakopanego, albo z wracającemi konno na hale juhasami, których nogi wiszą na opróżnionych obońkach. Stada owiec z Jaworzynki wysypują się zza brzeżków skalnych, patrzą wylęknione na przechodniów, porywają się i giną za krawędzią skał z brzękiem i bekiem. Czasem gdzieś zza kamienia wyjrzy mała główka juhaska, patrząca ciekawie zpod obdartego kapelusza.
Wielka ciemno-zielona polana roztacza się przed nami, zapada gdzieś w dół, w czarne pola kosodrzewiny; — na lewo obszary lasów zachodzą jedne za drugie, a ponad niemi dźwiga się olbrzymi kadłub góry pooranej żlebami po bokach i wpiera się jak skarp potworny w zębate potargane wirchy, zataczające się wielkim murem od południa.
Dookoła świat zastawiony górami. W wielkiej ciszy i spokoju słabo brzęczały dzwonki białych owiec, czasem przelatywał z wiatrem szum wód dalekich i znowu cichnął.
Na polanę mrok padał, od przesuwającego się kłębu mgły siwej, a wprost pod słońce stały szczerbate wirchy, ściany prostopadłe, zębate, otulone fioletowo-błękitnawemi cieniami, nasiąkłemi srebrzystym pyłem słonecznego światła. Niżej słońce rozlewało się po skałach, połyskując na płatach śniegu, sunąc się na chropowatej powierzchni zboczy i żlebów zasutych piargami.
Jeszcze niżej, rozścielały się ciemne kosodrzewiny, wśród których bieli się nić potoku. Przez wielkie obszary polany wlokły się figurki podróżnych, drobne i nikłe, zatracały się za brzeżkami i znowu pokazywały się gdzieś dalej.
Mgły wstawały ponad wirchami, opuszczały się na granie turni, nikły — i znów płynęły białemi tumanami, zasuwały się za stromy ciemny gmach spiczastego wirchu, wiły się około niego, kurzyły się z jego szczytu, kłębiły się w słońcu, jak gdyby tam gotował się wybuch wulkanu.
Naturalnie przewodnicy opowiadają podróżnym o górach.
Bierze za ramię, i celując ciupagą w pojedyncze zęby górskiego wału, mówi:
— Na lewo, hań! ten hruby wirch Kosysta, a hań Granaty, Krzyżne, Żółta turnia, a ten co go tak mgłą zasuło: Kościelec, zaś haw, na prawo Świnnica!
Wtedy to, „gość“ widzi, że jest rzeczywiście gościem, a górale uprzejmymi gospodarzami, którzy przyjmują przybyszów i zaznajamiają z nie-