gałęźmi mraźnica, zagroda dla owiec, oparkaniona całemi smerekami zwalonemi w czworobok. Dokoła pustynia, jakiś świat umarły; wielkie rumowiska skał, białe dna znikłych stawów, zawalone kamieniami, które przez setki lat nie pokryły się jeszcze porostami. Mchy i najgórniejsze alpejskie rośliny ścielą się na stokach upłazów; tuż, leżą po ciemnych zlebach płaty wiecznego śniegu, okurzone i potrząśnięte staczającemi się z góry kamieniami. Kosodrzewina na tych wysoczyznach maleje także, drobnemi gałązkami przypada do ziemi i rozściela się, jak gdyby, ona nawet, bała się wichru.
koliba.
Nie szumią tu potoki, niema wody żywej; tylko małe, czarne kałuże, resztki roztopów i wód deszczowych, ujęte w łożyska z granitu, odbijają w swoich płytkich, czarnych wodach, przesuwające się nad niemi kłęby mgieł szarych i sennych. Poświstywanie siwarnika przerywa martwą ciszę tego cmentarzyska.
∗
∗ ∗ |