Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 119.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tam. Ledwie przyszli na polanę i zdołali zawrzeć statek w szopie, a wilk już tu. Zamknęły się te dzieci w szałasie i tuliły się koło ognia.
Wilk biegał dokoła szopy, przystawiał do szpar nos czarny, i wyszczerzał zęby; dzieci kryły się między barany i truchlały ze strachu. Nagle wilk zabrał się i pobiegł skulony wzdłuż kamiennego wału, okalającego polanę. Był tam stary kocur, czarny i zły jak licho, a drugi mały kotek, i szły gdzieś po tym wale; wilk czaił się za niemi, i w mgnieniu oka porwał kocię i kilku klapnięciami zębów schrupał to i połknął. Ale stary kocur najeżył się, ogon mu stanął do góry i zgrubiał od nastroszonej sierści, jak ręka, skupił się i cisnął się między oczy wilka, mało mu kufy (pyska) nie rozerwał. Wilk stulił uszy i rzucił się w las a stary kocur plując, pędził na nim, rzucając się wielkiemi susami. I tak „ci obaj“ biegli ku lasowi, — a potem kot sam wrócił. I nie odegnał tego wilka nikt, ino ten kocur, bo dzieci ze strachu wyjrzeć nie śmiały, i nie miały ani pistolca, ani nijakiej broni.
Dawniej, kiedy tych drapieżców było tu więcej, owczarze bardzo radzi widzieli myśliwców, polowacy, którzy z zaciekłością ścigali wszelką dzicz po turniach i staczali z dzikiemi bestyami walki na śmierć i życie.
Zdarzało się, że dezerter, lub zbójnik ścigany przez jednych, znajdował opiekę i ochronę u drugich. Był on postrachem gazdów, siedzących w dolinach i mających dutki, był dla nich rysiem o naturze jastrzębiej; — dla baców i juhasów żyjących na hali, był opiekunem i dobroczyńcą.


∗                              ∗

Pasterstwo zaczyna się tuż nad dziedziną.
Paręset stóp nad Zakopanem już stoją szopy, szałasy, i wczesną wiosną i jesienią rozsypują się stada owiec, jak w halach. Sięga zaś ono aż po sam kraniec roślinnego życia, tam, gdzie się zaczynają wielkie pustacie nagich wirchów, turni potrzaskanych od piorunów, czarnych od suchego, twardego porostu, przywartego tak do powierzchni skały, że zdaje się być tylko czarną plamą w kamieniu. Tam to, w tych najdzikszych pustkach, szałasy są najbardziej pierwotnej budowy. Są to koliby, których jeden szczyt stanowi rodzima skała, reszta niskich ścian z głazów, oszparowanych mchem i ziemią; dach z dranic przywalony kamieniami, obszyty korą świerków i połatany płatami mchów zeschłych i rudych. Czarna czeluść wejścia wyziera na małe szałasisko, na którem jeży się