Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widnokręgu, grubieje, nabiera rdzawej, brunatnej barwy, i płynie ku halom, jak morze wracające ku brzegom z odpływu.
Tu jeszcze pogoda, słońce połyskuje na potokach, świeci na krzesanicach skał, opromienia wielkie zielone polany i błyszczy na dachach szałasów; ale tam w dali, za chmurą ciągnie się przez równie i wzgórza cień wielki, zakrywa pół widzialnego świata i pędzi ku górom. Coraz bliżej, widnokrąg się zwęża, zacieśnia, już chmury muskają szczyty, rozdzierają się o brzegi skał, zakrywają lasy, zawalają wąwozy, kłębią się na polanach, przeganiają się po halach, świat zniknął w mgle szarej, która pochłonęła i juhasa, i jego kierdel.
Któż zgadnie na jak długo, na ile tygodni, albo miesięcy zwaliła się ta cyrniawa, nawała chmur ciemnych? przez ile dni i nocy będzie prało deszczem lub kurzyło śniegiem?
Chmura przyszła z zimnym oddechem i rozsypała się krupami gradu; oślizły percie, drogi, trawy na upłazach; skały ociekają wodą, pędzącą wszystkiemi szparami, rozbiegającą się i wciskającą wszędzie, spienioną i brudną.
W gęstej chmurze ledwo widać to, co jest pod nogami.
Wicher przylata zkądeś, a z nim śnieżna fujawica; zamieć potworna, biel rozpylona w powietrzu, kręcąca się tumanami wirowatemi, zasypuje wszystko. Oblepia prostopadłe skały, rzuca mosty śnieżne nad przepaściami, zawisa ciężką okiścią na gałęziach świerków, zmiata na polanach i halach, i zabiela kolorowe kobierce kwiatów.
Owce, prane śniegiem, zakurzone po kolana, tulą się pod świerki do lasu.
Znowu bieda dla juhasa. Musi on je bądźcobądź pędzić, bo stojąc, zglewiałyby, pomarzły w śniegu. Tłucze więc ciupagą, kopie, szczuje na nie psa, wlecze za mokre kudły i gania po turniach, żeby je śniegiem nie zasuło i nie skrzepły bez ruchu. W takiej kurniawie, oślepione tłoczą się po zasypanych drogach i nieraz staczają się w przepaście, łamią nogi i trzeba takiego kalekę przynieść w torbie na szałasisko.
Lawiny się urywają z mokrych upłazów i z szybkością błyskawicy spadają w doliny, porywając całe stada i zeną, wynoszą, aż do drugiego wirchu.
Czasem kurniawice śnieżne trwają długo, śnieg gruby zawala ukwiecone pastwiska, sypie parę tygodni i wygania owczarzy z hal, napowrót w doliny, do dziedzin, — jest to prawdziwa klęska.