Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pod nim owce, przyczepione do upłazków i zboczy, skubią trawę, — pies drzemie spokojnie na słońcu.
W powietrzu cichy, nieustanny szept, jakieś gwary, wołania tajemnicze i jęki; stąpania ciche i ostrożne, i wielkie szmery, jak gdyby się zbliżała jakaś niewidzialna skrzydlata jazda. To woda tak gada.

taniec.
Wszystkie potoczki i potoki, siklawy, wodospady i wywierzyska mieszają swoje głosy, przełamują je echami o ściany turni, uderzają o drzewa lasów, i zdradnie się śmieją i wabią człowieka.
Nieraz myśliwiec, albo pasterz poszedł za głosem, który był tylko chichotaniem kaskady, lecącem z podmuchem wiatru.
Tam, na południe, pod słońce rozpylone w blaskach, widnieją wielkie Tatry, za niemi równiny węgierskie majaczą w dali zalanej światłem. Ku północy niebo czyste, opadając na widnokrąg, staje się tak bladem i nikłem, że się wydaje, jak gdyby na przestrzał można było ujrzeć przez nie świat „tamten“. Spodem fioletowe opary leżą na Beskidzie i wielka kopa Babiej góry błyszczy śniegową łysiną. Na wschód można dojrzeć czorsztyńskich zamków, a na zachodzie, za Orawicą, szerokiemi ciemnemi wirchami ziemia podpiera niebo.
Owczarz na dolinach, stojący w równem polu, wśród tysiącznego stada, z psem mądrym, jak człowiek, który na każde świśnienie wyprawia z owczym tłumem dziwne manewra, ma dużo czasu do kontemplacyj-