Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stary baca, młodzi juhasi i dziecko prawie, ten goniec, w najzupełniejszej harmonii, takiej, że nie znać było śladu różnicy wieku, ani stanowiska, popijali żentycę, zapalili fajki, i wpatrzeni w ognisko, gwarzyli z moim towarzyszem.
Pozory tego życia — prostota, skromność wymagań, wielkość trudu przy małym skutku, pomimo tego zadowolenie i spokój, ta cisza i łączność ich bytu z otaczającą naturą, — robi wrażenie jakichś zrównoważonych stosunków społecznych, spokoju wewnętrznego, braku wszelkiej rozterki. Są to jednak tylko złudzenia

juhaska.
Przysłuchajmy się ich rozmowie, — co dziesiąty wyraz w ich opowiadaniach i wspomnieniach występuje czyn krwawy, morderstwo, zawiść, złość, żądza bogactwa; — namiętności i szaleństwa nurtują to, tak proste i ciche z pozoru życie. Raz słuchając rozmowy dwóch starców górali, zdawało mi się, że słucham jakiejś parodyi owej Ewangelii, w której się mówi o tem, kto kogo zrodził — tu było inaczej: ten zabił tego, a tamten zabił owego — i tak szło bez końca, gdyż zabójca kończył zwykle źle, a jego morderca jeszcze gorzej... Są to rzeczy dawne, — jednak nie tak bardzo dawne, jakby się zdawało po dzisiejszym tych stron spokoju i bezpieczeństwie.
Ten spokojny patryarcha, dojący owce, chodzący około mleka i serków, jak cicha gospodyni, kto wie, jaką miał przeszłość burzliwą! W da-