Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nawet psy dzikie i zajadłe przychodzą do ręki po kawałek mięsa, którego nie widzą przez całe lato a prawdopodobnie i zimę!

Nie mówiąc już o tem, że młodzi panowie są nadzwyczaj uprzejmi dla juhasek o spalonych twarzach, wesołych oczach patrzących z pod pomarańczowej chustki; silnych i zręcznych, których pierś przeziera z pod białej koszuli, lub rozpina pętlice ciasnego serdaka...

Watra buchała wielkim płomieniem, oblizującym czarne, okopcone boki pękatego kotła, wiszącego na jadźwidze: grubym, drewnianym haku. W kotle warzyła się żentyca, mieszając kłęby pary z dymem ogniska. Juhasi zasiedli ze swemi czerpakami — cicho było, tylko trzaskały kłody i buzował się ogień.
Na dworze też czuć było połedeń, tę senność i ciszę, która napełnia chwilę południową dnia pogodnego jakąś zagadkową, niemą tajemniczością. Owce drzemały pod świerkami, cicho ruszając szczękami; pies Kartuś leżał w szczawiach około białego kierdelu.
Dalekie szmery potoków dochodziły miękkie i nikłe, czasem brzęknęły dzwonki owiec; z szałasu słychać było przyciszoną rozmowę owczarzy.