Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 080.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ścieżka idzie w górę, brzegami wąwozów, pomiędzy szachownicą pólek ziemniaków, owsa i koniczyny, wśród których gdzieniegdzie szarzeją płaty wydartych z pod mchów i trawy surowych żwirów; małe zagajniki i pojedyncze świerki czernieją wszędzie na tle zielonych pastwisk.
Na wschodzie, odosobnioną, wielką piramidą wstaje z dna dolin, spiętrzona, wysoka, płynąca półkolem z południa fala błękitów, fioletów, opałów, blasków i cieniów. Wprost pod słońce, góry widziane przez nasiąkły światłem opar majaczeją blade i niewyraźne, na prawo i na lewo występują coraz wyraźniejsze, wypuklejsze, i urywają się ściętym zrębem podstawy ostatniego szczytu na zachodzie.
Stojąc na szerokim, trawiastym grzbiecie, widzi się świat otwarty ku wschodowi, zachodowi, ku północy aż do ostatnich, najdalszych, nikłych, spływających się w jedno z niebem, widnokręgów.
Ogrom błękitów powietrznych pochłania na dalekości wszystkie kształty przedmiotów i ich barwy.
Olbrzymie zielone pastwiska, wielkie ciemne lasy, niezmierne pola złocące się zbożami, roztapiają się w bezdni powietrznej, zacierają się i nicestwieją.
Gdzieś, na południu, zjawiają się wielkie, białe obłoki; płyną ku wschodowi, spotykają się z przeciwnym prądem wiatru, który je zatrzymuje, piętrzy, wyciąga w górę, buduje z nich ogromne wieże białe, wiszące w powietrzu, z całą swoją dotykalną plastyką — twarde, wyraźne, namacalne. Wobec ogromu tych kłębów pary, stożących się na błękicie, góry maleją, nikną, — zdają się być tylko niskim wałem, albo podstawą, na której się wznoszą, białe gmachy chmur.
Wśród tych czystych, rzeźwych, chłodnych otchłani powietrza, otoczone wielkiemi obszarami pastwisk, skrawkami pól i ciemnemi ścianami lasów, stoją porozrzucane góralskie siedziby, chałupy, szopy i szałasy.
W tych ciemnych, odosobnionych starych chatach, chowa się stary, nietknięty obyczaj góralski, — tu się spotyka ludzi, sprzęty i formy życia, tchnące jakiemiś archaicznemi cechami.
Po szerokich stopniach ułożonych ze skalnych łupanie, wchodzimy przez drzwi brunatne, obramowane ornamentem, do wielkiej, ciemnej i brudnej sieni. Na prawo izba duszna, gorąca, cuchnąca zgniłem masłem i przekwaśniałem mlekiem. Ściany obwieszone obrazami, półki ostawione misami i talerzami.
Wielki sosrąb zczerniały dźwiga ciemny strop pułapu. Duże skrzynie