Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się tylko ich podeszwy, albo potworne odciski ich nóg, które wydają się same olbrzymiemi i zakrywają góry. Poza bliskiem, bylejakiem wzgórzem ginie wielkość wirchów, które ledwie kończynami swoich grani wysterkają ponad lasy regli.
Czem jest czas w stosunku do wypadków dziejowych i ludzkich czynów, tem jest przestrzeń w stosunku do wielkości i wyniosłości gór.

wjazd do zakopanego.
Tu i tam, właściwe wartości i wymiary tylko z wielkiego oddalenia — lat lub mil — dają się dokładnie ocenić.
Kto więc chce widzieć Tatry, „mieszkając u ich stóp“, ten musi się oddalić — a jak w Zakopanem, pójść na Gubałówkę.
Zaraz za potokiem zaczyna się ten kraj, tak różny i od stojących naprzeciw wirchów, i od samej doliny Zakopiańskiej.
W wielkiem zsypisku żwiru woda wydarła głębokie parowy, zarosłe olszyną, jesionami, jarzębiną, pod których gęstym cieniem, na dnie jam szemrzą strumyki i źródła.
Oto równa polanka, błyszcząca owsem, który dźwięczy i syczy drżącemi kistkami ziaren i liści, i brzęczy muzyką polnych koników. Pas różowej koniczyny świeci się, obok jaskrawej zieleni lnu, i schodzi aż między ciemne trawy łąki.
Na skraju, ukryte w cieniu rozłożystych konarów lip, jesionów, wierzbiny, starych modrzewi i brzóz, stare, rdzawo-czarne chałupy patrzą w słońce ciemnemi oczyma małych okien. Poza wszystkiem, wielka, sze-