Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 065.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakich sięgnąć zdoła siła wzroku. Nic się na tej płaszczyźnie błękitnej, zmiennej nie może ukryć. Niech się gdzieś zakołysze czarna skorupka rybackiej łodzi, widać ją o milę; niech błyśnie biały żagiel, albo maszt okrętu, czy smuga dymu — wśród tej nicości powietrznej, każdy taki przedmiot odkrywa się bez trudu, bez szukania. Fala nadbrzeżna, powtarzająca ciągle te same ruchy, biegnąca z głębiny, stająca dęba na piasku, świecąca, jak szyba żółtego topazu, i spadająca w pianach na mieliznę, tak ruchliwa a tak jednostajna, zajmując oczy i ucho, nie pozwala zmierzyć czasu, który płynie jednostajnie i przechodzi niewiadomo, na czem i gdzie... Widząc przed sobą równą linią horyzontu, nie uczuwa się potrzeby zajrzeć za nię — jest się skłonnym do nieruchomej kontemplacyi. Jeżeli zamknę oczy, to jeszcze będę wiedział, że jestem nad morzem, po ciągłym szumie. Nie potrzebuję nigdzie iść — niczego szukać.
Tu, w Zakopanem przeciwnie. Surowy klimat, podniecający wpływ tego powietrza, a nadewszystko ta tajemnicza ściana gór, u stóp której się mieszka, nie daje spokoju. Coś rwie z chałupy za ten wał skalisty, za ten gmach, zasłaniający pół widnokręgu; ciekawość i jakaś gorączka czynu prze do wdzierania się ze skały na skałę, z grzbietu na grzbiet, aż póki po drugiej stronie nie błysną w słońcu równiny węgierskie i dalekie, nikłe, błękitne horyzonty.
To też w dzień pogodny, pilnują domu ci tylko, którym nic już nie pozostaje, tylko owinąć się w pled, zapiąć się w serdak i kładąc pasyansa, spoglądać z za firanek ganku na szczyty, z wiarą, że chorym płucom zdrowo jest tu oddychać.
We wsi ruch wielki. Na gankach i werendach chat, w których się mieszczą restauracye i kawiarnie, zmieniają się co chwila goście.
Wszyscy gdzieś śpieszą, dokądś idą lub skądś wracają. Serdaki na wszystkich plecach połyskują kolorowym safianem oblamek; kobiece, białe, z czerwonem lub błękitnem wyszyciem, świecą się w słońcu.
Bardzo wiele pań przebiera się po chłopsku.
Trzeba im jednak oddać sprawiedliwość, że tylko niewielu jest z tem do twarzy. Sam strój przykrojony do jakiejś maniery salonowej, traci zupełnie na charakterze; zawieszony na kształtach, wymagających w tym lub owym kierunku korekty gorsetów, połączony, z typem twarzy często zupełnie niewłaściwym, np. semickim — robi wrażenie czegoś sztucznego, pretensyonalnego, coś w tem jest z budy cyrkowej i baletu, tańczonego na prowincyonalnej scenie. Można widzieć w Zakopanem całe gniazda