Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łężniałe w spokojnem życiu, — niepotrzebne w podróżach tramwajami i wycieczkach nad brzegi rynsztoków, po asfaltowanych chodnikach.
Taką jest psychologia taternictwa.
Kobiety młode, piękne, stare, brzydkie — dzieci, mężczyźni wszelkiego gatunku, — znajdują w niem pełno rozkoszy i pożytku zdobywanego mimowoli, niechcący.
Nic też dziwnego, że w dzień słoneczny, a przynajmniej suchy, wysypuje się ze wszystkich wil i chałup zakopiańskich mrowie ludzi od samego rana, i drze się ku górom, ginie wśród lasów, rozdołów i jarów, rozbiega się po wszystkich kątach doliny.
Patrząc na te igraszki lekkomyślne, poważnych osób, które w swoich ruchach rozmiękłych albo sztywnych i koszlawych, w swoich twarzach ułożonych systematycznie, w symetryi swego zarostu i uczesania, w swoich modnych, miejskich ubraniach, w całej swojej postawie zatrzymują coś z konwencyonalnej powagi urzędnika, tylko co powstałego od biura, — patrząc na tę swobodę dziecinną, z jaką się one tu bawią, na tle chaotycznej i dzikiej natury, przypomina się Heine:

Philister in Sonntagsröcklein
Spazieren durch Wald und Flur,
Sie jauchzen, sie hüpfen wie Böcklein,
Begrüssen die schöne Natur.

Nie drwijmy jednak.
Filister, który z pewnemi ostrożnościami schodził w dół, ulicą Bednarską, teraz z lekkiem sercem toczy się z przełęczy Zawratu razem z kamieniami. On, którego przerażała każda kropla deszczu, spadła na świecący cylinder, który miał do błota i wilgoci wstręt taki, jak gdyby był warszawskim estetykiem, dziś wierzy, że wszystko to, tu w Zakopanem, jest zdrowe. Deszcz pada! Nic nie szkodzi!
Zresztą, przecież Chałubiński i Baranowski mieszkają tam, w tym lesie... Powoli, wiara w Chałubińskiego, w wartość surowego klimatu i ruchu w czystem powietrzu, zmienia się w wiarę we własne siły, zdrowie i energią. Zwiędłe cherlaki i miękkie, jak z waty, tłuściochy uderzają się z upodobaniem po łydkach, które ich obnosiły po Tatrach.
Elegant, który mierzył ludzi szykiem ich obuwia, dziś z dumą pokazuje swoje rozklapane trzewiki, zdarte „na granitach Łomnicy“.
Panna, która krzyczała: „Ach! i och!“ przy lada szeleście, śpi spo-