Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 218.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się w ciemnej pieczarze. Długo się obmacywał, by się przekonać, jakim cudem na miazgę się nie rozbił..,
Obejrzał się nagle, prawie wylękniony.
— O takich rzeczach nie myśli się na ulicy — strofował siebie. Kapelusz mu zawadzał, więc zdjął go i przykro mu było skonstatować, że z czoła spływał mu perlisty pot.
Co za głupia, ludzka przypadłość — brak jeszcze zimnych dreszczów, Nietzsche’ańskiego skradania się wzdłuż cienistego muru, a będzie mógł służyć za przykład bladego zbrodniarza — ha! ha! Wstydź się, mocny człowieku: na odwagę zaśpiewaj sobie:

Nie lękaj się cienia nocy,
Nikt nie ujrzy nas —

Ujrzał nagle swą siedemdziesięcioletnią babkę, która pokryjomu pociągała flaszeczkę anyżówki z ściennej szafeczki, oglądając się ostrożnie, czy kto nie widzi, a zdradzała się sama cieniutkim refrenem:

 Nikt nie ujrzy nas...

Zaśmiał się na cały głos, to go wyzwoliło; wrócił odrazu do równowagi. Zoryentował się w poplątanej sieci uliczek, które z małego placyku, na którym stał, na wszystkie strony się rozbiegały.
Tu jeszcze nigdy nie był.