Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 216.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Specii, potem jeszcze pół godzinki i jesteśmy w Porto Venere. Ach! z jaką rozkoszą tam ze mną pojedziesz; dziś ci jeszcze cuda o tym cudownym zakątku opowiem...
Bielecki drżał w jakiemś bolesnem prawie napięciu.
Nie, nie, teraz trzeba przestać myśleć: ta intenzywna wizyjność całej rozmowy z Łusią ciężko go znużyła.
Przytem zbytnie myślenie mogłoby osłabić jego wolę, wytężoną w kierunku najwięcej uproszczonej metody, by Łusię wreszcie nauczyć taktu, to znaczy: milczeć tam, gdzie każde słowo mogłoby dla niego, no i pośrednio dla niej, być niebezpiecznem.
Bielecki odzyskał nagle świadomość, że się coś niezwykłego z nim dzieje. Czuł, że oczy jego gorączkowo rozpalone, że ruchy raz ociężałe, raz znowu gwałtowne całkiem nie były skoordynowane, raz nasuwał kapelusz na oczy, to go znowu w tył odrzucał, przyspieszał kroku i przystawał — o! trzeba trochę na siebie zważać — pomyślał, — jeżeli się chce kogoś taktu uczyć, to trzeba rozpocząć od siebie samego.
Przyłapał się na tem, że nie myślał słowami, ale obrazami: widział dokładnie zdechłą rybą cuchnący, niewypowiedzianie brudny, najczystszą, rybacko-włoską idylą śmierdzący, urokiem