Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z ciała, i z obrzydzeniem rzucić gdzieś na środek pokoju...
To ona! ona wgrzebała swoje ostre palce w jego ciało — widziała to, jak w jasnowidzeniu, te ostre, drapieżne palce kota.
Wszystkiemi siłami zapanowała nad sobą — dreszcze nienawiści przeczołgiwały się przez nią całą, zacięła zęby, a w mózgu zapanowała jakaś jasna, białym mrozem ścięta noc.
Znowu posłyszała, jak przez mgłę pijane oklaski, wstała, zatoczyła się: Bielecki pochwycił ją.
— Łusiu! Co ci się stało? Może ci słabo?
Spojrzała na niego — objął ją delikatnie i wpatrywał się w nią z troskliwą czułością.
— Nie — nie — nie! Chodź, siądźmy tam. —
Poprowadził ją do kanapy w rogu ściany.
— Co ci jest? — pytał zaniepokojony.
— Ale mówiłam ci, że nic, zupełnie nic...
Oczy jej przejrzały, wświdrowała je w Karską. Nie była w stanie jednej myśli pochwycić, tylko jakieś bezdenne uczucie nienawiści, zemsty, chciwej zazdrości rozsadzało jej mózg, oddech zapierało.
— To ona, ona cię wtedy podrapała?
— O czem ty mówisz?
— Te znaki na twojem ramieniu — kiedym cię pytała, skąd się to wzięło, nie wiedziałeś, co