Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mógł znieść pogardę, szyderstwo, wstręt, jakim mnie darzysz od chwili, gdym tam z pokoju Górskiego wyszedł z torbą pełną papierów...
Zamyślił się — czekała cierpliwie...
— Tyś dzieciak... tobie się zdaje, żeś mnie już nawskroś przeniknęła... a zaledwie zewnętrznej skóry się domacałaś... Byłbym cię mógł w paru dniach wyssać, jak cytrynę, i potem na śmiecie wyrzucić — no! no! nie oburzaj się: tak zwykle robią mężczyźni, gdy im kobieta staje się niewygodną... Widziałaś Palucha, jak szybko się załatwił z Hortenzyą — nie oburzałaś się na Cynarę, gdy Pawliszankę na bruku zostawił, a sam nogi za pas — szukaj wiatru w polu... Coraz trudniej mi mówić, ale zmusiłaś mnie do tego... Wziąłem cię do siebie, bom cię kochał. —
— Nie kłam!
— Jeżeli w dalszym ciągu myślisz oburzać się i przerywać mi, to powiedz odrazu, bym niepotrzebnie sobie gęby nie psuł — rozumiesz? — Powiedział to umyślnie brutalnie, ale z takim szczerym rozdrażnieniem, że umilkła.
— Kiedym cię wziął do siebie — może być, że popełniłem ciężki błąd — dałem ci złudzenie, że jestem bogaty... Czerpałaś z pełnego — proszę cię tylko bądź spokojna — ty nie masz najmniejszej winy — ja cię okłamywałem do samego końca... wstydziłem ci się przyznać,