Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 152.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówiła słowa, tylko jej oczy zdawały się krzyczeć: Łotr! a łotr!
— Twoje oczęta jeszcze niespokojne — mówił cicho, dławiąc się, kaszląc złym śmiechem... Czekaj, nadjadę z całą kolunbryną argumentów: Otóż weźmy naprzykład jakiegoś wspaniałego wirtuoza — gra Szopena cudownie — przebajecznie — wszystko się przed nim korzy — na kolanach się przed nim czołga... Bierzesz takiemu wirtuozie za złe, że odważył się grać Szopena, myślisz, że to publiczności nie obojętne, czy to Szopen, czy Mozart, czy też Czajkowski: podziwia grę mistrza. — Więc, abyś wszystkie skrupuły ostatecznie w sobie zdusiła, wystaw sobie, że Górski jest Szopenem, a ja go gram — a przecież to zupełnie obojętne przy dobrej grze, czy kompozytora nazwisko na afiszu figuruje, czy też nie...
Z oczu jej nie spuszczał.
Miał wrażenie, że całkiem nie słuchała tego, co mówił, że myślała głęboko nad czemś innem...
Zamilkł.
Podniosła po chwili głowę...
— Jakto? przestałeś już? Śmigi wiatraku przestały się już obracać?
Zaśmiała się sucho.
— Trzeba zagrać z innej tonacyi, pomyślał.
— Doskonale to powiedziałaś, pytlowałem