Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 049.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem ogromnie rad, żem ciebie właśnie spotkał. Chodź, bardzo cię proszę.
Górski był nad wyraz uprzejmy.
A ona wciąż jeszcze stała.
— Tu światło, pan mnie tak onieśmielił, ja, ja... — dławiła się płaczem.
— Niech mi pani sprawi tę prawdziwą przyjemność i posiedzi ze mną chwilę. Ja potem panią odprowadzę.
— Dokąd? — Drżała z lęku i przerażenia.
— Jakto dokąd? do mieszkania pani.
Wyciągnęła ręce, dygotała, jak w febrze; nerwowe, chude jej ręce latały w powietrzu, jak spłoszone jaskółki.
— Nie wrócę, nie wrócę!
— Nie chcesz wrócić — Górski uśmiechnął się dobrodusznie. — No to wejdźmy. Tam sobie spokojnie pogadamy.
Wziął ją pod ramię, weszli i siedli w pustej prawie kawiarni.
Kazał podać kawy. Przypatrywał się teraz uważnie dziewczynie. — Taka młoda, piękna i już tak zniszczona — pomyślał.
I ona mu się przypatrywała, nieznacznie, ukradkiem, i czuła się coraz więcej onieśmielona.
— Niech mi pan wybaczy — mówiła cicho — żem się tak do pana dziś przyczepiła.
— Ależ pani się wcale nie przyczepiła...