Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 048.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co poczniesz? — Górski przystanął i uśmiechnął się. Na ustach jego rozgościł się bezustanny, cichy uśmiech. — Co poczniesz beze mnie? A na co ja ci potrzebny?
— To prawda, prawda — powtarzała błędnie te same słowa — na co ja panu potrzebna. Wstyd mi teraz, żem się tak przed panem obnażyła. Niczem cielesna nagość wobec tej, w jakiej się panu pokazałam. Pan się pyta, na co mi jesteś potrzebny, na co ja tobie byłabym potrzebna, ja, ja... ścierka — wybuchnęła nagle. — Wiesz, Bielecki ścierką mnie nazywa, jak jest wściekły, a nie wiem dlaczego jest teraz ustawicznie wściekły.
Górskiego zdjęła nagle bezbrzeżna litość.
— Nie mów już, zapomnij, przecież jeszcze nie wyjechałem, jeszcze kilka godzin... — Wsłuchiwał się uważnie w siebie, ale nic, prócz wielkiej, świętej, wieczystej ciszy.
A może ją wziąć ze sobą? Ale nie! Do tego trzeba samemu dojrzeć, inaczej to paskudztwo — zawstydził się — razem, z kimś obcym... nie, nie! jak mógł coś podobnego pomyśleć.
— To tu! — Otworzył drzwi kawiarni.
Wahała się.
— No? Czemu nie chcesz wejść?
— Lękam się... pan taki dobry, a ja się do ciebie przyczepiłam.