Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 038.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozumiał tę muzykę, rozumiał, że ten jeden ton wszystkie inne zagłuszać musiał, i był szczęśliwy mocą tej zasadniczej dominanty.
Posłyszał głos śmierci i uśmiechnął się.
— Wołasz mnie, wołasz — musisz jeszcze trochę poczekać. Kocham cię, tęsknię bezbrzeżnie za tobą, gorąco pragnę twe wrota przekroczyć, ale panować nad sobą nawet tobie nie pozwolę.
Musisz zaczekać, aż sam do ciebie przyjść zechcę — ja sam — poczekaj, aż cię zawołam: poznałem twoje tajemnice i teraz ja jestem panem, panem nad życia ohydą i pięknością twoją... A teraz się przejdę, jeszcze mam parę godzin czasu...
Wziął kapelusz, laskę, zapalił papierosa i wyszedł.
Na wschodach zrobiło mu się słabo i nogi zaczęły drżeć i, gdyby się szybko nie był schwycił poręczy, byłby runął w dół.
Zaklął wściekły i zawstydził się. Nad życiem i śmiercią chce panować, a nędzny cherlak nóg swoich opanować nie może — a wstyd! a hańba!
W głowie czuł ogień, jakąś ognistą mgławicę. — Teraz się gwiazdy rodzić poczną — pomyślał — w ustach jakiś słodkawy smak — a! to krew — odkaszlnął, wypluł skrzep krwi i teraz już raźnie szedł na dół.
Dawno już nie był na ulicy.