Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 037.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ogromnej wiary, że nic już tego postanowienia zachwiać nie mogło.
Tego tylko pojąć nie mógł, że tak długo pozwolił się przez takiego głupiego, prostaczego dyabełka za nos wodzić, na ślepo mu ulegać, dać się po podeszwach łechtać.
Zdjął go wstręt i obrzydzenie.
Uczuł nagle potrzebę ruchu.
W pokoju szarzało.
Wziął kapelusz, zwrócił się ku drzwiom i nagle przystanął.
— Czyżby nie lepiej odrazu? — pomyślał — pocóż się już męczyć?
Ale chęć, by się przejść, przemogła jego rozważania, mimo tego nie ruszał się z miejsca.
Więc na co jeszcze czekał? Z trudem zbierał myśli, ale ustawicznie mu się rozsypywały, tańczyły, jak iskierki parnego słońca na rozbujałej fali jeziora, a w jedno pasmo zlać się nie chciały.
Zdawało mu się, że słyszy odgłos jakiejś muzyki — oderwane, piskliwe dźwięki — jakieś błyskawiczne pasaże — szybkie, jak poświst wichru, kadencye, ognistą rakietą strzelające w górę gamy chromatyczne w wyjących oktawach, a to wszystko na tle jednego, olbrzymiego tonu, który wył, pienił się, cichł, gasł, by znowu w zmożonej potędze cały przestwór wypełniać.