Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kultury, bo wydają nam się one naiwne w swoich poglądach. Zamiast ukrywać przed sobą, że wszystko będzie dobrze i cieszyć się, że religijność niby się odradza, bo powstają jakieś mistyczne bzdury 3-ciej klasy, które są tylko cofnięciem się z zajmowanego poziomu intelektu, zużyć ten intelekt na uświadomienie sobie potworności przyszłego zbydlęcenia. Zamiast tonąć w płytkim optymiźmie tchórzów, spojrzeć straszliwej prawdzie w oczy, odważnie, nie chowając głów pod skrzydła omamień, dla przeżycia tych ostatnich nędznych dni. Odwagi i okrucieństwa wobec samych siebie trzeba, a nie narkotyków. Bo czemże różni się to całe gadanie tchórzów, chcących stworzyć kompromis między współczesnem myślątkiem, tajemnicą Bytu i pełnym brzuchem mas — czem różni się od kokainy? Bzdura — albo jedno, albo drugie. To ci właśnie, mali optymiści są najgorsi — to oni zawalają tę jedyną drogę swemi przystosowaniami do miażdżącej ich machiny. Wytruć to sobacze plemię pół–religijnych wygodnisiów duchowych. Właśnie naodwrót — o Boże! Jak przekonać wszystkich, że ja mam rację? Jak walczyć z tą marną, płaską wiarą w odrodzenie. Tylko za cenę chwilowej — no na 200 lat powiedzmy — rozpaczy i rozpaczliwej walki, można zdobyć prawdziwy optymizm, nie narkotyczny, tylko tworzący nową nieznaną rzeczywistość, o jakiej nawet Chwistkowi się nie śniło...“ Atanazy myślał wkółko — miało to taki sam sens, jak „trwanie bez trwania“, była w tem jakaś sprzeczność i niejasność, ale też coś zrozumiałego narzucało mu się z bezwzględną koniecznością. Dalej: „jeśli się w ten sposób przekręci ideologję każdego, ale to absolutnie każdego człowieka, że przestanie wierzyć, że tą drogą osiągnie szczyt szczęścia, wytworzy to zupełnie nową zbiorową atmosferę. Tamto będzie to szczyt materjalny, za cenę automatyzmu — oni tego już wiedzieć nie będą i będą faktycznie szczęśliwi — ale my, których głowy sterczą jeszcze po-