Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/427

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych: jakieś karłowate drzewka na równinie za miastem. „Mistrzynią“ była Hela, ubrana czerwono, jako mała dziewczynka. A tortury polegały na tem, aby przyznawać się przed nią do rzeczy najwstydliwszych. Atanazy miał faktycznie pewną rzecz na sumieniu, którą popełnił w 15-tym roku życia i o której nikomuby nigdy, a szczególniej Heli właśnie, nie powiedział. Wiedział to tylko wspólnik jego w tej aferze, kolega Wałpor, związany najstraszliwszą przysięgą — ale Wałpor umarł zaraz po maturze, nie zdradziwszy nikomu sekretu. Teraz miał Atanazy powiedzieć to Heli, którą pożądał w śnie tym do szaleństwa. Wybawił go duch Zosi, wysoki na jakie 5 metrów. Hela, jakby wessana przez zbliżające się widmo, zniknęła, ale gdy Zosia podeszła bliżej, Atanazy ujrzał, że cała twarz jej jest blado-żółta, zamazana i spłynięta — jakby była zrobiona z parafiny i trzymana przez pewien czas koło ognia — mimo to można było poznać, że to była ona. Wewnątrz niej, we wzdętym, przezroczystym jak pęcherz brzuchu, fikał nogami trupek cztero-miesięcznego Melchiora, koloru świeżej wątroby, czy kurzego pępka, taki sam, jak wtedy podczas sekcji, tylko żywy. Atanazy pomyślał: „teraz przychodzi kara za grzechy“. Z tyłu chwycił go ksiądz Wyprztyk (skąd wiedział o tem, że to on, nie widząc go — nie wiedział) i powoli zaczął przewracać go na wznak ku ziemi. Szeptał przytem strasznym głosem: „A widzisz, że Bóg jest, a nie mówiłem — teraz zapóźno“. Atanazy wiedział, że to było prawdą i konał wprost ze strachu i rozpaczy. Widmo zbliżało się i Atanazy, nie mogąc znieść nieludzkiego przerażenia, zamieniać się począł, zaczynając od nóg, w jakąś masę, podobną do marmelady. Z rykiem: „Marmelada! Mar-me-la-daaaa!!!“ obudził się i zerwał się z łóżka. (Był jasny, słoneczny dzień.) I nie wiadomo czemu rzucił się do walizy i sprawdził czy ma szklanną rurkę Łohoyskiego. Wtedy dopiero ocknął się