Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Timoru. Goście żarli i pili bezczelnie — wisząca nad głową rewolucja podniecała najniższe (czemu najniższe?) apetyty. Książę Ciemności we fraku, ze wszystkiemi orderami, królował z córką, której sataniczna uroda doszła dziś do szczytu. Atanazy siedział obok Heli, która jadła mało, ale piła za to nad zwykłą miarę, dolewając ciągle swojej ofierze coraz to nowe kombinacje najrzadszych alkoholi świata. Uśmiechała się bestjalsko myśląc: „właśnie na tej całej piramidzie świętości zrobić jakieś potworne świństwo, a jutro wezwać Wyprztyka, porozmawiać z nim o wszystkiem otwarcie, ukorzyć się, a potem znowu to samo i tak ciągle. A może jeszcze dziś mu o tem powiedzieć?“ Rozejrzała się za księdzem, ale miejsce jego było puste. Ojciec Hieronim dość miał na dzisiaj rzeczywistości i zemknął po angielsku, czy gorzej nawet, bo w czasie obiadu, podczas jakiegoś toastu. Atanazy pił dalej ponuro, pożerany coraz boleśniejszem pożądaniem. Łypał bokiem oczami na księżnę Prepudrech i zamierał od nieprawdopodobnych pragnień. Czemże było wszystko wobec jednego kosmyka jej rudych włosów na białym, lubieżnym karku, czemże cała przyszłość w porównaniu z jednym kwadratowym centymetrem tej piekielnej skóry, której jedno dotknięcie przyprawiało o utratę przytomności? Albo te szerokie usta i wilcze zęby zatapiające się z okrucieństwem w rozłażący się owoc hyalisu. Krew gęstniała w nim aż do bólu i żal utraconego na zawsze życia, skłębiał się w myśli w niezrozumiałą koncepcję jakiegoś bezczelnego oszukaństwa. „Zostałem oszukany przez samego siebie — już nigdy nie uda mi się zakorkować życia“, charczał wewnątrz siebie bezgłośnie. „Chyba żebym teraz zaraz zdradził z nią Zosię — to byłaby rozkosz niewyobrażalna. I wtedy skończyłoby się rozdwojenie i zacząłbym kochać ją znowu naprawdę — to jest kogo?“ — spytał sam siebie. — „Oczywiście Zosię. — Inaczej znienawidzę ją, za to, że mi zagra-