Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z jednej strony doskonała maszyna, z drugiej a-formalna, a-konstrukcyjna w granicy, miazga komplikacji, jako wynik nienasycenia formą i garstka dekadentów, potrzebujących tego narkotyku. — Łohoyski nudził się śmiertelnie, a ten mówił dalej, wypuszczając długo trzymany chaos myślowy.
— Tem, czem nas teraz karmią, nikt długo żyć nie będzie, a my czekamy ciągle na „wielkie słowo“, to przez wielkie S — romantyczne nałogi! To słowo umarło jako objawienie społeczne czy narodowe. Nieświadomi twórcy przyszłej rzeczywistości rozwiążą to, ale nie ci, którzy dziś udają władców sami przed sobą, pod maską niby ogólno-ludzkich umiarkowanych poglądów, tej letniej wody, od której rzygają już wszystkie zdrowe natury... —
— I ty i tobie podobni, którzy nie są wcale zdrowi. Chce się wam katastrofy dlatego tylko, aby skończyć w interesujący sposób — przerwał mu ze złością Łohoyski. — Wiesz jakie robisz na mnie wrażenie: oto człowieka, który bojąc się być zarżniętym podczas rewolucji, zaczyna zmieniać poglądy. A obserwuje się przytem, czy kłamstwo, które popełnia, nie jest już zbyt wyraźne i czy niepotrzebnie nie zabrnął zanadto już ńa lewo, kiedy mniejszem przesunięciem i takby życie uratował.
— Przysięgam ci, że nie. A zresztą jest to sprzeczne z tem, co mówiłeś poprzednio.
— Wiem, mówiłem w przenośni.
— Psychicznie może jest coś takiego, staram uratować się za jakąbądź cenę, ale w imię czego nie wiem — bydlęcy instynkt. — Ogarnął go straszliwy niesmak. Cała ta rozmowa wydała mu się nieznośnym nonsensem. Wstręt rozszerzał się obejmując coraz to nowe obszary: Łohoyskiego, Zosię, wszystkie problemy, życie całe. Wyrwać się stąd, uciec, zapomnieć. Poczuł, że uciec musiałby od siebie i zrozumiał, że skazany jest