Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawie aż do ziemi. Chwilami fikają dziko, jakby wstrząsane elektrycznym prądem, potem wciągają się znowu w łby u sufitu, jakby były zrobione z protoplazmy. P. Szmurło proponuje mi dla odmiany dno oceanu. Wizja następuje wprost natychmiast, u mnie, który nigdy, nawet z maksymalną dobrą wolą nie mogłem się poddać najmniejszej sugestji wyobraźniowej — conajwyżej pod wpływem nakazu najlepszych sugestjonerów nie mogłem otworzyć oczu lub musiałem wymawiać jedno i to samo słowo w odpowiedzi na wszelkie pytania. Jestem wśród zielonkawej wody. Widzę cień rekina nad głową, a potem jego samego przepływającego tuż nademną z brzuchem odwróconym do mnie i ruszającą się górną szczęką. Realność i dokładność widzenia jest nieporównanie większa niż w rzeczywistości i niż w fantazji. Jeżeli to, co widzę jest syntezą i przeróbką obrazów widzianych, jeśli nie w rzeczywistości to w kinie, czy w jakichś atlasach, to czem wytłomaczyć niesłychaną wyrazistość wizji peyotlowej, jej trójwymiarową namacalność w stosunku do zawsze bardzo lotnych, nikłych i nie dających się wyobraźniowo nigdy, poza pewien stopień realności, spotęgować obrazów pamięciowych i ich kombinacji. Na lewo ciemne skały, pokryte czerwonemi ukwiałami i polipami. U ich stóp walczą czarne głowonogi. Godz. 10-ta. Ociężałość i ogłupienie. Pewna „deformacja przestrzenna” przy otwartych oczach. Walka rzeczy bezsensownych i nie dających się określić. Szereg komnat, które zmieniają się w cyrk podziemny. Dziwne bydlęta pokazują się w lożach.