Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zastąpiona jest tu proporcją. No i co z tego? To nie było jeszcze to, o co mu chodziło, gdy szedł tu pod bezpośredniem wrażeniem tamtego „objawienia“.
— Tak — nigdy nie chciałbym zostać artystą — rzekł twardo. — Niech się pan nie gniewa, ale cóż znaczy ten jakiś hałas, czy coś innego w tym rodzaju, nawet jeśli jest trochę uporządkowany, jak muzyka, czy wogóle sztuka. Literatura, którą właśnie chcę się zająć, ma daleko większe znaczenie, bo tam jest treść jakaś, niezależna od samego porządku, tylko od siebie samej, od podłoża, z którego powstaje. Rozbabranie tych treści na zimno, które są tam na gorąco podane... (Aż zdziwił się, że tak mówi.)
— Forma — nie rozumiesz? — Tengier zacisnął włochate pięści. Miał minę człowieka, któremu grunt usuwa się z pod nóg.
— Forma, która musi się zdeformować sama, aby sobie wystarczyć. Gorzej — musi zdeformować rzeczywistość. — (Genezyp dziwił się coraz bardziej sobie. Igły objawień przeszywały mu mózg. Ale już czuł nadchodzącą ciemność. Aparat pojęć był za mały, za mało sprawny. Tamten zatłamsił ten ogień brutalnie, ale trochę jakby nieszczerze.)
— Forma — powtórzył — forma sama w sobie, wyrażająca bezpośrednio Tajemnicę Bytu! Dalej jest tylko ciemność. Pojęcia na to nie starczą. Filozofja już się skończyła. Babrze się potajemnie w przyczynkach. Oficjalnie niema już jej katedr na uniwersytetach. Tylko forma jeszcze coś wyraża. — (Ukazały mu się niedokończone utwory na granicy zrozumiałości stworzone nie dla kogoś, dla niego samego. „Ten smarkacz ma rację“, jęknął prawie w myśli. „Ale ja muszę użyć życia.“)
— I cóż z tego? To jest kwestją umowy, że to właśnie jest czemś tak ważnem. Łudzili się ludzie — teraz przestali. Artyści są wogóle niepotrzebni. Na tem polega to niepo-