Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zatrzasnął wieko swego jedynego wiernego bydlęcia. Zbliżył się do wstrząśniętego do samego zwierzęco-metafizycznego dna, zmiażdżonego w jakiś bezkształtny ludzki zakalec, Genezypa. Mówił tryumfalnie, bestjalsko:
— Hałas — ten piekielny zorganizowany matematycznie hałas. Niech kto mówi co chce o wyższości tworów nieruchomych i cichych i o pełności sztuk złożonych, z ich marmeladą sprzecznych elementów, a jednak to jest najwyższa ze sztuk. Chciałbym żeby się wszystkim babom świata mokro zrobiło, ale do tego one jeszcze nie dorosły. Ha — gdzieś w Kalifornji rosną dla mnie dzieweczki, jeszcze może są w pieluszkach — jak moja Ninon kilka lat temu... — (opamiętał się.) — „Musik ist höhere Offenbarung als jede Religion und Philosophie“ — Cha, cha! I to powiedziało to wielkie XVIII-to-wieczne dziecię — Beethoven! A gdyby słyszał, co ja robię, toby się wyrzygał z obrzydzenia. Kończy się ścierwo, ale ja jestem ostatni z ostatnich, bo ten Pondillac i Gerrippenberg, a nawet Pujo de Torres y Ablaz to są skowronki polne przy mnie. Takich było tysiące. Wielkość jest tylko w perwersji — ale gdzie są idealne granice tego świata, bo realnie kończy się on tu — rzekł jakby sam do siebie i stuknął się potwornym żabim paluchem we włochaty łeb. Ale bacznie śledził przytem swego nowego pupila. Już wiedział o nim wszystko. — Dziś będziesz jej kochankiem Zypciu. — (Genezyp zatrząsł się cały z obrzydliwego płciowego strachu typowego niewiniątka.) — Nie bój się: ja przez to przeszedłem. Lepiej, że stracisz niewinność na tej starej klempie, niż żebyś miał po bajzlach jakichś... —
— Ach nie! — (przecież ojciec jego myślał tak samo!) — Nie chcę, nie chcę! Ja chcę kochać się najpierw... — Rzucił się i siadł znowu bezwładnie.
— Hę? — spytał Tengier. — Nie udawaj delikatnisia