Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w sobie fatalną siłę gubienia wszystkich, do których się zbliżę. — (Tengier zapłonął nagle ohydnym ogniem — prawie prawdziwy był ten wybuch w stosunku do dawnych udanych). Głupie to było ponad wszelki wyraz co Zypcio mówił. Ale zadowolony był z siebie, że on, ten nic nie wiedzący świeży maturzysta, może tak demonicznie blagować i oszukiwać tego wszechwiedzącego jakby się zdawało garbusa. Czy to nie było już działaniem gałek z błękitnej emalji, w które wpatrywał się zbyt może długo wczoraj. Sam o tem jeszcze nie wiedział.
Tengier chcąc zbadać koeficjent „obrzydliwości“ swego nowego przyjaciela — („wstrętliwości“, „ohydliwości“, — niema na to wyrazu, ani odpowiedniej transformacji końcówki) — poprostu chcąc sprawdzić jak łatwo jest obrzydzić Genezypowi siebie i swoje machinacje, pocałował go nagle w usta swemi szerokiemi, pachnącemi (raczej niepachnącemi) surowem mięsem, czy zwierzęcym pyskiem, ustami. O, jakież to było obrzydliwe! Uciekać, nic nie udawać, nie znać jego, ach — móc nie znać nawet tamtej kobiety — och, móc zwymiotować wszystko i kochać jakąś małą, biedną, swojską panienkę. I nagle jedna zimna myśl i zobjektywizowane obrzydzenie, unieszkodliwione, jak żmija w wydartemi zębami, „stało“ już daleko, niby ból złamanej nogi po morfinie. „Dla poznania tych tajemnic warto coś przecierpieć“, pomyślało w nim obce stworzenie bez serca, sumienia i honoru. Odtąd hodował w sobie stale tego potworka i pisał dziennik — (był to ten dziennik, który wydał Dr.  Wuchert w r. 1997 pt. „Zapiski schizofrenika“ i stał się przez to sławnym. Posądzano go o autorstwo.) będący właśnie opisem jego (tego potworka) przeżyć. Genezyp zamarł, poddając się biernie pierwszemu pocałunkowi w usta. Tengier mlaskał dalej, ale nie znajdując oporu przestał nagle — to nie podniecało jego ambicji.