Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wytrzymały to przyśpieszenie. Jedynie my, żydzi, zgnębieni, ale wypoczęci i nakręceni jak sprężyna, jesteśmy przeznaczeni na to, aby być w przyszłości mózgiem i systemem nerwowym tego nad-organizmu, który się tworzy. W nas skondensuje się świadomość i kierownictwo — inni to bezwolne bebechy będą, pracujące w ciemnościach...
Księżna: Na waszą chwałę, zamaskowany nacjonalisto. Cała nadzieja w tem, że wy też się wyczerpiecie kiedyś, raczej my was zużytkujemy dla naszych celów. — (Powiedziała to nieszczerze, bezsilnie.)
Benz: Słońce kiedyś też zgaśnie... (Nie dokończył tej myśli.)
Księżna: Wy, logistycy, dziwny jesteście naród. Jak mówicie o czemkolwiek bądź innem, nie o znaczkach, jesteście tak samo nieściśli, względnie ściśli, jak każdy inny człowiek. A nawet pozwalacie sobie na więcej baliwernów, mając w rezerwie sferę logiczną absolutną, w której abstynencja wasza dochodzi do absurdu. A przyparci do muru udajecie skromnisiów, którzy nic nie wiedzą i tem się szczycą. Nie ryzykujecie nic w ten sposób, ale jesteście bezpłodni — ot co.
Benz zaśmiał się z szerokim tryumfem. Rozzłościł jednak trochę tę wielką bądźcobądź damę. Zadowolony był, że zapanował nad tym osiemnastowiecznym salonikiem w zaniku. Dobra psu i mucha. Genezyp starty był na proch, był niczem. Silił się ostatnim wysiłkiem zorganizować swoją, rozłażącą się na wstrętną maź, jaźń, raczej jej ostatni „soupçon“. Wymykała mu się i pokornie pełzła pod nogi (wspaniałe jeszcze) potencjalnie zdradzającej go kochanki. To wiedział już napewno mimo całej głupoty. Nie mógł zrozumieć, że dotąd ona go na serjo brać mogła. Taka „prawdziwa“, dorosła osoba, mówiąca z takim sensem o czemby tylko nie chciała z prawdziwymi mózgowcami. „I takie stare, przeżyte pudło, taki makak zagwazdrany“, powtarzał sobie w duchu nieszcze-