Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

conderogów naprawdę z miną zblazowanego „pana“. Księżnę potraktował z wyższością i nie zwracał uwagi na ironiczne docinki Scampiego, który, powiadomiony o planach mamy, obserwował go z zainteresowaniem, jak owada wbitego żywcem na szpilkę. Oczywiście był tu też Tengier, ale tym razem z żoną i dziećmi, dalej kniaź Bazyli we fraku i Afanasol Benz w smokingu. Dla wszystkich słodka i uprzejma, Zypcia traktowała księżna gorzej niż „dziurę w eterze“ — nie istniał dla niej, nie mógł spotkać i uchwycić dalekiego i obojętnego jej wzroku. Jak na złość była niewiarogodnie piękna. Sam Belzebub zdawało się ubrał ją na ten wieczór, pomagając Zuzi, we wszystkie swoje najwspanialsze klejnoty uroków, wzamian za obietnicę popełnienia czegoś naprawdę demonicznego. Dawno już się to nie zdarzyło. Poprostu doprowadzała do rozpaczy i to nietylko jego, ale wszystkich. Była jak te cudownie piękne dni zamierającej jesieni, w których świat zdaje się konać z dzikiej autoerotycznej miłości, wydając ostatnie fale energji gasnącego życia. Miała jeden z tych dni swoich, o których mówiła, że „nogi łączą się z twarzą i tamtem wszystkiem w jedną niepojętą syntezę erotycznego uroku, w jeden taran, rozwalający mózgi przemądrzałych i silnych samców, na zaświnioną, rozkładającą się galaretę bolesnej płciowości“. Beznadziejność nawet najbardziej udanego życia i niezwyciężoność kobiecego piękna, stała się dla wszystkich namacalną w najbardziej nieprzyzwoity i upakarzający sposób. Po chwili przyszedł kuzyn Toldzio i niewiadomo czemu stał się zaraz od progu główną figurą w salonie. Afanasol, pierwszy raz tu przez Bazylego wprowadzony, starał się, przy pomocy znaczków, (bo cóż miał innego?) wywyższyć ponad przewyższającą go sytuację. „Znaczki sobie, a arystokracja sobie, psia-kość“, mówił w nim jakiś ironiczny głos i fakt żydowskiego pochodzenia Benzów (był praprawnukiem jakiegoś pachciarza, czy cze-