Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niewymiernie zdolności jego do ich analizy. O tem nie wiedział nikt prócz niego — miał opinję dodatkową samego wcielenia samoświadomości. Gdyby mógł go widzieć cały kraj: tak nagle zbiorowo zobaczyć, możeby się wzdrygnął cały dreszczem zgrozy i strząsnął go z siebie jak potwornego polipa na samo dno piekieł, gdzie męczą się pewno różni przywódcy ludzkości. Gdyby on sam mógł widzieć swoją własną opinję ogólną, scałkowaną w jakimś szatańskim nieskończonościowym rachunku — ha, może spadłby wtedy ze swego zgrzanego już nieco „rumaka“ nieobliczalności, w jakąś najzwyklejszą, rynsztokową kolejkę przeciętnego stupajki. Na szczęście ciemno było dookoła i ciemność ta sprzyjała rozwojowi nieświadomego, wewnętrznego potwora, który czaił się, czaił się, czaił się, aż wreszcie...: hyc! — i skończona komedja i parada — bo po tym czynie wszystko już będzie za małe. Marzył o jakiejś nad-bitwie, o czemś więcej jeszcze, czego świat nie widział. Społecznemi detalami nie zajmował się nigdy — w przeciwieństwie do wojskowych, których głowę pełną miał jak puszka od sardynek tychże rybek — dbał o czysto osobisty urok „wo cztoby to ni stało“. Legenda jego rosła, ale umiał utrzymać ją w ryzach i nieokreśloności. Przedwcześnie przesadzona w natężeniu i zbyt sprecyzjowana legenda to najgorsza kula u nogi dla męża stanu z przyszłością. Ma wtedy ciągle ten problem, co artysta z powodzeniem — jak tu nie stracić tej linji, na której się powodzenie zyskało. I zaczyna się wtedy powtarzać siebie w coraz bledszych odbitkach, zamiast szukać nowych dróg — traci się swobodę i natchnienie i kończy się prędko — chyba, że się jest prawdziwym tytanem. A — wtedy całkiem co innego oczywiście. Wszyscy wiedzieli, że w razie czego „Kocmołuchowicz pokaże co umie“, ale co umiał prócz organizacji armji i wykonania pomniejszych pomysłów strategicznych — nie wiedział nikt. Na list starego Kapena zareagował zarzą-