Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawie pewność, że przesiedział godzinę w poczekalni u dentysty, i teraz idzie rwać ząb, a bynajmniej nie „udaje się“ na pierwszą noc rozkoszy do jednego z pierwszych demonów kraju. Ale tamto było fraszką wobec tego, co czekało go teraz. „Oto są skutki tego przeczekiwania, tego przetrzymywania“, myślał z wściekłością. „Ojciec, wszędzie ojciec. Inaczej-bym tu działał w tej chwili gdyby nie ta przeklęta cnota“. Uczuł wprost nienawiść do ojca i to dodało mu siły. Nie wiedział, że cały urok sytuacji polegał jedynie na tem przeczekaniu się nawylot, na które narzekał. Gdybyż to można być dwiema przeciwnościami naraz, a nietylko o nich myśleć! Cóż to byłaby za przyjemność! Niby staramy się o to czasami, ale wychodzą z tego rzeczy połowiczne, niedociągnięte. Chyba obłęd... Ale to zbyt niebezpieczne. A przytem nie ma się wtedy pełnej świadomości...
Znalazł się w pachnącej macierzanką i jeszcze czemś nieokreślonem sypialni księżnej. Cały pokój robił wrażenie jednego olbrzymiego organu płciowego. Było coś nieokreślenie nieprzyzwoitego w samym rozkładzie mebli, nie mówiąc już o kolorach (rakowych, różowych, sinych, buro-fijoletowych) i drobniejszych akcesorjach: sztychach, bibelotach i albumach, pełnych najdzikszej pornografji, od ordynarnych fotografji, do subtelnych rysunków i drzeworytów chińskich i japońskich — nienormalny objaw nawet u takiego „bas bleu“ jak Irina Wsiewołodowna — przecież to zbieranie świństw jest wyłącznym przywilejem mężczyzn. Ciepły półmrok rozpylał się razem z nieprzyzwoitawym zapachem, przenikał do kości, rozmiękczał, rozluźniał, a jednocześnie sprężał, rozbestwiał i rozbyczał. Genezyp poczuł znowu jakieś tam męskie skomlenia i nakazy wewnątrz ciała. Gruczoły zaczynały się ruszać, niezależnie od stanów ducha. Co on je wogóle obchodził — teraz użyjemy my, a resztę niech biorą sobie wszyscy djabli.