Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

waniu, młodzieży — dziś są wytwarzane sztucznie w odpowiednich stopniach i dawkach dla rozwiązań częściowych: życiowych, politycznych, społecznych — nie mają swoich własnych krajów, w którychby obowiązywały — przefiltrowały się, spowszechniały, spospoliciały, rozeszły się między wszystkich i zmarniały. Nie odwróci się ten proces za nic na świecie. —
— A ci dwaj? Gdyby tak połączyć ich myśli w jedno... — zaczął Genezyp, uwalniając się przemocą z świętokradczego uścisku. Nie sam czuł się świętością dla siebie, ale pewne rzeczy bądźcobądź... no, te dziecinne kółeczka... Ach, czemu nie miał przed chwilą odwagi strzelić w ten swój „biedny łepek“ — tak pomyślał o sobie. Już obcy człowiek litował się w nim nad zdechłem dzieciątkiem. Widział jak na dłoni wielkość wielowymiarową tej włochatej kupy wykoślawionego mięsa z kośćmi, brnącej obok niego w krótkim kożuszku przez odwilżejący śnieg. Miał przecie do czynienia prawie z „człowiekiem reprezentatywnym“ z unikatem — a jednak nie czuł z tego powodu najlżejszego nawet snobistycznego zadowolenia. Jednocześnie z dławiącem poczuciem wielkości, już nietylko muzyczno-artystycznej, tego pokręciela, tak strasznie pogardzał tymże samym Tengierem jako cielesną osobą; mężem tamtej chłopki, która mu się nawet zlekka podobała; tym bezwstydnikiem psychicznym, wyładowującym ekskrementalnie niesmaczne wywnętrzniania i to przed nim, dzieckiem prawie.
— To tak, jakbyś naprzykład chciał roztopione żelazo zmieszać z oliwą w jedną emulsję. To bieguny. Między nimi, a nie w nich jest ten cały opuszczony kraj, ta wymarła kotlina, w której żyję ja. Jeden stwarza sobie Boga, naczytawszy się historji religji, w analogji do wszystkich innych bóstw. W tej tolerancji jest już cała nicość jego wiary. Jego Matka Boska to Astarte i Pallas Atene i Kybele i djabli