Strona:PL Stanisław Brzozowski - Pamiętnik.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

narodowej — odwoływał się nie do żywiołowego życia duchowego mas bezhistorycznych, lecz właśnie do wysokiej i głęboko świadomej kultury. Manzoni usiłuje stworzyć demokratyczną literaturę, styl, bliższy życiu i sercu. Stworzyć. Niema tu złudzeń ludowości. Ale na razie wiem bardzo mało o Manzonim.



Spirit of the age[1] — czy nie możemy sobie wyobrazić momentu, w którem Shelley i kardynał Newman byli blizcy niemal aż do tożsamości w swem widzeniu świata. Chociażby już w chwili czytania owej Kehamy[2], której wciąż nie znam i której np. Lamb już nie był w stanie, nie chciał, czy nie umiał odczuć. Czem są nasze najbardziej zaostrzone przeciwieństwa, zamknięte w granicach naszej generacyi — w porównaniu do ludzi innych pokoleń, epok, ludzi nawet, z którymi teoretycznie czujemy się spowinowaceni. Postaw np. kardynała de Retza lub Campanellę obok Newmana i Shelleya — a cóż dopiero jakiegoś Egipcyanina, Persa, Hindusa. Właściwie można nabrać lekceważenia dla kulturalnych konstrukcyi naszego wnętrza — gdy się zrozumie tragiczną władzę tego ostatniego.



Moja powieść[3] na całe okresy czasu staje się dla mnie rzeczą trudną do zniesienia. Zdaje się jednak, że

  1. Spirit of the age, tytuł dzieła pisarza angielskiego Williama Hazlitta (1778—1830), wydanego w r. 1825, a poświęconego portretom literackim współczesnych jemu pisarzy, między innymi Benthamowi, Godwinowi, Coleridge’owi, Walter Scottowi, Byronowi, Southeyowi i Wordsworthowi. (W zbiorze The World’s Classics tom LVII).
  2. The curse of Kehama“, fantastyczny poemat Roberta Southey’a, angielskiego poety ze „szkoły jezior“, osnuty na tle podań hinduskich. Wzmianka o Lambie opiera się na znanym Brzozowskiemu liście Lamba do Southey’a, w którym o poemacie tym Lamb pisze: „Kehama jest niewątpliwie potężniejszą, jednakowoż nie czuję w niej tych silnych podstaw, jakie są w Roderyku“. (Roderick, the last of the Goths, poemat opiewający zniszczenie państwa Wizygotów przez Arabów). „Wyobraźnia moja zapada się tu i chwieje w bezmiernych przestworzach niezbadanych dotąd systemów i wierzeń: wypadam poza granice swych starych sympatyj, a moje poczucie moralne prawie doznaje urazy. Nie mogę, względnie ze zgrozą tylko musiałbym uwierzyć w tak rozpaczliwe stanowisko wobec Wszechmogącego, w takie zaprzeczenie wiary w ognisko centralne im silniejsze, tem bardziej bolesne do wyrażenia. Jowisz, oraz jego boska rodzina, chwiejący się pod razami olbrzymów, nie robi tego wrażenia, gdyż nadzieje duszy, mogę przyznać, nie upadają w takiej walce. Ale twoi wschodni wszechwładcy mają charakter zbyt nienaruszalnych artycypów, aby można z nimi igrać bez drżenia. Tak zwanych atrybutów nigdy nie łączy się z Jowiszem. Wspominam jedynie o tem, co zmniejsza moją rozkosz odczuwanie czarodziejskiego wpływu Kehamy, nie zaś o tem, co zmniejsza jego siłę: wyznaję to z drżeniem; ale Roderyk jest miłym poematem“. (The letters of Charles Lamb. Edited by Russel Davis Gillman, 128. To Robert Southey, May 1815. W egzemplarzu, stanowiącym własność Brzozowskiego, znalazłem ustęp powyższy zakreślonym).
  3. Str. 116, ust. 3. Moja powieść, patrz przypisek do str. 81. W trakcie pisania „Samego wśród ludzi“ budziły się w autorze rozliczne skrupuły co do współmierności strony artystycznej dzieła z szeroko zakreślonemi zamierzeniami jego fundamentu myślowego. Wątpliwościom tym daje kilkakrotnie wyraz w korespondencyi ze mną, nieraz nawet insynuując mi na czysty tylko swój domysł ujemny sąd o tej swej surowej i pełnej skupionej powagi robocie.
    »Lękam się, że Was przeraża powolność Sam wśród ludzi — pisze w marcu poprzedniego jeszcze roku — ale pamiętajcie, że ja tu zakładam grunt (w I księdze) dla całej wielkiej machiny, że chcę, aby w tej książce nie było łataniny w takiej ilości, jak w Płomieniach. Sądzę, że w tej części nie wszystko jest słabe i że jako całość robi ona pewne ogólne wrażenie artystyczne — tak przynajmniej sam sobie pochlebiam«.
    »Z »Samego« usuwam — pisze w miesiąc później — drugą księgę i prowadzę dalej rzecz całkiem dramatycznie, więc turbacya Wasza, niewypowiedziana zresztą, została na dystans wyczuta i pomimo co teraz o tem myślicie to będzie lepsze niż Płomienie«.

    Powieść kształtowała się wówczas dopiero i jak widzimy druga jej księga przybierała zrazu w myśli autora formy odmienne niż ta, w jakiej ostatecznie pod tytułem „U drogowskazów zwidziska“ w całość weszła. W ogólnych zarysach dalszą jej budowę nakreślił autor, tak, jak mu się wówczas ona przedstawiała, w krótkości na kartce z 30 marca 1910 r.

    »Sam wśród ludzi da dwa tomy — pięć ksiąg. 1. Korzenie i gałęzie. 2. Ś. p. Idea 3. Słupy ogniste. 4. Ginącemu światu. 5. Bez pyłka ziemi. Ideą zasadniczą jest, że Roman nieustannie łudzi się widząc w rozkładzie świadomości szlacheckiej w sobie jakąś siłę swoją, ale dzięki temu, że ten rozkład przeżył w sposób ostry i raczej odrażający, jest czujny i przenikliwy wobec innych. — Księga III. jest właściwie beletrystyczną krytyką romantyzmu polskiego. Raz jeszcze proszę Was — dodaje autor — nie sądźcie tej rzeczy na podstawie tego co jest wydrukowane. Będzie ona rosła w tonie i treści ciągle od księgi do księgi«.

    Wydrukowane zaś były wówczas nie wszystkie nawet jeszcze rozdziały księgi pierwszej. Równocześnie zaś komponował już autor drugą swą powieść, wspomnianą wyżej w przypisku do str. 58 „Książkę o starej kobiecie“, o której napomyka w liście z maja 1910 r. pisząc:

    »Wstrzymałem ją na razie na skutek gwałtownego ataku pesymizmu co do wartości mojej beletrystyki i skoro rzecz się Wam o tyle podoba, że jesteście, jak to widzę, i Wy osobiście chętni jej drukowi, znika przeszkoda z rzędu tych, które nieraz tygodniami czynią mię niezdolnym do prowadzenia tej lub innej pracy«, W związku z tem dodaje w sprawie »Samego wśród ludzi«: »o część wydrukowaną tej rzeczy mam najsilniejsze obawy, teraz rzecz będzie potężniejsza powieściowo«.

    Czy i o ile w zamysłach autora ostał się w dalszym ciągu nakreślony powyżej układ powieści, osądzić się nie da przy braku jakichkolwiek świadectw rękopiśmienych. Projektowany tytuł dla drugiej księgi utrzymał się następnie juz tylko jako podtytuł jednego z jej rozdziałów. — Na księdze drugiej skończyła się też powieść „Sam wśród ludzi“, rozłożona pierwotnie na dwa tomy. Z drugiego jej tomu, mającego stanowić część drugą cyklu „Dębiny“ pod tytułem „Ląd nieznany“ pozostał jedynie urywek rozdziału pierwszego zatytułowany: Ja bezimienne i bogowie, a stanowiący początek księgi trzeciej, której autor dał w rękopisie zmieniony nagłówek: „L’humanité, Paraklet i prorocy“. (Był on po śmierci autora drukowany w fejletonie lwowskiej „Gazety wieczornej“ w r. 1911).
    W niniejszym ustępie Pamiętnika autor notuje sobie kilka dorywczych uwag, tyczących się widocznie dalszych już rozdziałów powieści, do której, jak się z tego okazuje, miały być wprowadzone postacie historyczne z dziejów zjednoczenia Włoch, jak Garibaldi, Mazzini i Cavour. O Mazzinim były już nawet wzmianki z fikcyjnemi cytatami listów jego w pozostałym, wspomnianym wyżej fragmencie pierwszego rozdziału. Najbliższa akcya powieści toczyć się zatem miała w atmosferze spiskowej na powierzchni zetknięcia się emigracyjnych kół polskich z politycznemi sferami włoskiemi w przededniu „wiosny ludów“, w każdym razie po r 46, skoro tu mowa o papieżu Piusie IX., a przed rokiem 49., sądząc po wzmiance o następcy tronu, niechybnie Wiktorze Emanuelu, który w tym roku był już królem. Prawdopodobnem miejscem akcyi miał być Turyn, Genua, Genewa, Londyn i Rzym, na dalszym planie zapewne Paryż. Rewolucyjne związki ówczesnej „młodej Europy“ pociągały oddawna wyobraźnię Brzozowskiego. Psychospołeczne studya nad romantycznemi prądami literatury zmuszały do wytężonego również zajęcia się romantyką w dziedzinie dążeń i działań politycznych. Brzozowski pragnął w powieści swej przeprowadzić ścisły rozbiór i krytykę utopijnego idealizmu politycznego na tle rzeczywistych procesów dziejowych w połowie ubiegłego stulecia. Stąd zapewne pomysł wprowadzenia postaci historycznych, polityków i mężów stanu, którzy pozostawali w blizkiej styczności wprawdzie z światem „czystej“, oderwanej idei rewolucyjnej, ale z płodnego fermentu umieli wydobywać realne pierwiastki ku organizowaniu sił społecznych na potrzeby świadomej przebudowy prawno-politycznych ustrojów w celach gruntowania nowoczesnych zrębów życia zbiorowego na podwalinach narodowych. Stąd zrozumiała sympatya do Cavoura i trafny wybór środowiska włoskiego. Tu znaleźć mógł autor łatwo wzory twórców i budowniczych nowożytnego państwa narodowego i przeciwstawić je architekturze błękitnych zamków na lodzie, a zarazemm na żywych okazach przyjrzeć się bogatej skali marzycielskiego typu umysłowości, który w ówczesnej Europie zachodniej w zakresie życia politycznego przeżywał swój okres radykalnego przesilenia.
    Były to zadania artystyczne, które sobie Brzozowski od dość dawna wyznaczył i do których rozwiązywania zwolna, ale statecznie zdążał. Już bowiem z początku r. 1908, kreśląc pobieżnie w jednym z listów do nakładcy (13. I. 1908) pierwsze zarysy powieściowej kon- cepcyi „Dębiny“, które, co prawda, pod względem wątku i osnowy fabuły uległy później całkowitemu przeobrażeniu, pisze:

    »Jest dla mnie rzeczą prawie niezrozumiałą, dlaczego dotąd powieściopisarze wogóle tak mało zajmują się przekształceniami typu działacza historycznego. W Europie nawet aż nazbyt mało znanymi są przełomy pomiędzy ludźmi z przed r. 1830 — a działaniami po tej epoce, potem wielki kryzis psychiczny roku 48 zmieniający całą psychikę inteligencyi europejskiej. A są to przedmioty pełne wewnętrznego dramatyzmu. Takie postacie jak Filipa Buonarrotiego, Blanquiego, Maziiniego, przerastają nieskończenie potęgą ziszczonej jedności duchowej typy stworzone nawet przez takich mistrzów jak Balzac i Stendhal. U nas w Polsce sprawa przedstawia się jeszcze gorzej: już poglądy nasze na kolejność pokoleń i typów wewnątrz własnego naszego społeczeństwa odznaczają się zdumiewającą płytkością, a o zrozumieniu kolejności tej z losami zachodu niema nawet mowy. Marzeniem mojem jest mojemi pracami powieściowemi wypełnić w pewnej mierze choćby tę lukę. Nowa moja powieść ma być jednem ogniwem tego łańcucha, ogniwem oczywiście skądinąd stanowiącem samoistną całość literacką. Ma ona obejmować lata 1840—1878, osnowę jej stanowić będzie kronika rodzin szlacheckich połączonych przez związki krwi, a przedmiot jej: to przekształcenie psychiki polskiego szlachcica na tle ogólnej europejskiej historyi. Rok 48 49, 63 stanowiłyby oddzielne wielkie momenty zwrotne powieści«.
    »Nęci mnie oddawna pokazać choć rąbek Paryża tej epoki, gniewają mnie nawet nieustanne zachwyty nad tężyzną renesansu, nad Florencyą Medyceuszów. Paryż tej epoki był ciekawszy od wszelkiej Florencyi i głębszy. Proszę przypomnieć sobie: obok siebie emigracya polska, Heine, Marx, świat Balzaca, Saint-Simoniści, Fourierzyści, Proudhon etc.« A dalej szkicuje: «Blanqui, Mazzini, Proudhon, Lamennais ukazywaliby się jako drugoplanowy świat powieści«.

    Kreśląc obrazy koczowniczej, z gruntu wysadzonej, po wszystkich zakątkach europejskich rewolucyi za sztandarem zbawienia tłukącej się psychiki romantycznej, autor szukał zarazem oparcia w przedstawicielach rządnej, zwartej, ześrodkowanej woli twórczej a konstruktywnej, u których myśl i idea były tylko organizatorską sprężyną aktów dziejowych. W tę stronę też ówczesne studya swe zwracał, mając niewątpliwy zamiar spożytkować je w pracy nad dalszym ciągiem powieści.

    »Ach czasu, czasu! — pisze mi w marcu 1910. — Jakąby można było napisać książkę na temat «Psychologia władzy« lub lepiej »Anatomia i fizyologia władzy« — w sposób zupełnie przedmiotowy możnaby poopisywać mechanizmy i automatyzmy myśli politycznej, wykazać, że władza może tylko organizować wolę gotową, stopnie jego złudzeń i to wszystko nie in teoria, ale dajmy to w szeregi szkiców, Talleyrand, potem ludzi, którzy władają przez wpływ na opinię, strukturę tworzenia opinii, więc dajmy na to Mazzini, jakiś agitator angielsko-islandzki, Lamennais. Potem typy pośrednie mężów stanu posługujących się opi- nią lub eksploatujących ją jak Cavour, Bismarck, Napoleon I. Potem historya zamistyfikowanych mistyfikantów jak Napoleon III. Potem dajmy na to psychologia caratu od Katarzyny do Mikołaja II. Potem psychologia takich »liberałów«, »przyjaciół ludzkości« jak Gladstone. Ile dobrego mogłaby zrobić taka praca, ale to przecież jest minimum 500—600 tomów lektury! — a jednak wyznam, że jest to jedna z moich pokus«.