Przejdź do zawartości

Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sądź ją i badaj; jam sobie zasłużył,
Bym z tych opałów wydostał się wreszcie.

KREON.

       400 Jakim sposobem i gdzieżeś ją schwytał?

STRAŻNIK.

Trupa pogrzebła. W dwóch słowach masz wszystko.

KREON.

Czyż pewnym jesteś tego, co tu głosisz?

STRAŻNIK.

Na własne oczy przecież ją widziałem
Grzebiącą trupa; chyba jasno mówię.

KREON.

       405 Więc na gorącym zszedłeś ją uczynku?

STRAŻNIK.

Tak się rzecz miała: kiedyśmy tam przyszli,
Groźbami twemi srodze przepłoszeni,
Zmietliśmy z trupa ziemię i znów nagie
I już nadpsute zostawiwszy ciało,
       410 Na blizkiem wzgórzu siedliśmy, to bacząc,
By nam wiatr nie niósł wstrętnego zaduchu.
A jeden beształ drugiego słowami,
By się nie lenić i nie zaspać sprawy.
To trwało chwilę; a potem na niebie
       415 Zabłysnął w środku ognisty krąg słońca
I grzać poczęło; aż nagle się z ziemi
Wicher poderwał i wśród strasznej trąby
Wył po równinie, drąc liście i korę
Z drzew i zapełnił kurzawą powietrze;
       420 Przymknąwszy oczy, drżeliśmy od strachu.