Raz nam los smutek, raz radość wymierzy.
Niech ci to, pani, nadzieje wciąż nieci!
Któż widział Zeusa niepomnym swych dzieci?
Przyszłaś tu, jak się wydaje, świadoma
Mojego smutku; a tego, co cierpię,
Nie zaznaj nigdy, boś dotąd bez troski.
Wszak młodość buja na swoim ugorze,
145
I ani jej tam żar nieba nie spłoszy,
Ni burza, ani moc wichru nie zmoże,
Lecz życiem górnem oddycha w rozkoszy,
Aż gdy dziewicy powiedziano: żono
I pośród nocy pojawią się trwogi
150
O męża, dzieci, szarpiące jej łono.
Więc, ktoś, co własne rozważy swe drogi,
Mógłby snać pojąć, czem ja tak zgnębiona.
Bo już nad wielu płakałam smutkami,
A jeden, dotąd stajony wnet zjawnię.
155
Otóż Herakles, gdy dom swój opuszczał
Na swą ostatnią wyprawę, list stary
Zostawił, w którym wyraził swą wolę,
A nie zwykł dotąd nią ze mną się dzielić,
Gdy ruszał w pole, boć przecie wychodził
160
Z myślą o czynie, nie zgonu przeczuciem.
Teraz zaś, jakby już zmarły, stanowił,
Co mym małżeńskim być miało udziałem,
Co synom z ziemi ojczystej przeznacza,
I czas określił z góry, iż jeżeli
165
Rok i miesięcy trzy tu nie powróci,
Natenczas albo mu śmierć już przypadnie,
Albo przeszedłszy tę czasu granicę