Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wysadził bramę i wpadł do komnaty. —
A tam zoczymy niewiastę jak wisi
Chustą zdławiona. Edyp na ten widok
       1265 Z wyciem okropnem, nieszczęsny, rozplątał
Węzeł ofiary, a kiedy jej ciało
Zwisło na ziemię, zdwoiła się groza.
Bo sprzączki z szaty wyrwawszy złociste,
Któremi ona spinała swe suknie,
       1270 Wzniósł je i wraził w swych oczu źrenice,
Jęcząc: że dotąd wyście nie widziały,
Co ja cierpiałem i com ja popełnił,
Przeto na przyszłość w ciemności dojrzycie,
Czegobym nie chciał, co chcę, nie poznacie.
       1275 Wśród takich zaklęć, raz wraz on wymierza
Ciosy w powieki; wydarte źrenice
Zbarwiły lica, bo krew nie ściekała
Zrazu kroplami, lecz pełnym strumieniem
I z ran sączyła w dół czarna posoka.
       1280 To się z obojgu zerwało nieszczęście,
Nieszczęście wspólne mężowi i żonie. —
Była tu świetność zaprawdę świetnością
Za dni minionych, w dniu jednak dzisiejszym
Nastała groza, śmierć, hańba i jęki,
       1285 Nie brak niczego, co złem się nazywa.

CHÓR.

Cóż więc poczyna teraz ów nieszczęsny?

POSŁANIEC.

Krzyczy, by bramy rozwarto i Tebom
Wskazano tego, co ojca zmordował,
Co matkę — wstręt mi przytoczyć te słowa; —
       1290 Woła, że z kraju uchodząc pod klątwą