Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A srogich wichrów wiew znowu poskromi
       675 Skłębione fale; sen wreszcie wszechwładny
Wyzwala z pętów, nie wiążąc na zawsze.
A nam nie miałby rozsądek zaświtać?
Wiem to, bom świeżo się tego nauczył,
Iż wrogów tak li niecierpieć należy,
       680 Jakby w przyjaciół wnet zmienić się mieli,
A zaś kochanym li tyle wyświadczać,
Jakoby zawieść nas mieli, bo przyjaźń
Niepewną bywa wśród ludzi przystanią.
Więc to się dobrze ułoży; ty zasię
       685 Wszedłszy do wnętrza, proś bogów, niewiasto,
Bym, czego serce pożąda, dokonał,
A wy, o druhy, szanując mą wolę,
Zlećcie Teukrowi, gdy tylko przybędzie,
By mną się zajął i wam był życzliwym.
       690 Dążę ja, dokąd mi iść już wypada;
Wy strzeżcie zleceń, a wnet się dowiecie,
Żem zbawion z nędzy, co teraz mnie gniecie.

CHÓR.

       693—717 W dreszczach radości aż skrzydła wyrosły.
O Panie, boski ty Panie,
Niechby cię fale z Kylleny przyniosły,
Gdzie śnieg ci ściele posłanie.
Zjaw się o pląsów bożych wodzireju,
Byś, gdy nysyjskie, knosyjskie koleją
Zatoczą kręgi, ty stanął do koła.
Radość do tańca nas woła!
Przez Ikaryjskie też fale
I ty Delijski zdąż tu Apollinie,