Strona:PL Sen o szpadzie i sen o chlebie 046.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie wiem ja tego, ale zdaje mi się, że mu chyba nie dadzą takiego urzędu…
— A patrzy mu się! Nie byle jaka to głowa. Światły duszpasterz.
Poświstywał pan Ryzio nieudolnie z tej racyi, że mu wargi na nic zmroziło. Rozglądał się. A nie wesoły i nie piękny miał pejzaż przed oczyma. Pustka. Pniaki po lesie wyciętym, rude role. Daleko, daleko pas nieużytków. Posępek ziemi polskiej dookoła. Oto rozdół, w nim wioska — parcelówka. Chałupięta ze starych stodół, białawą gliną pomaźgane, strzechy ze słomy. Obóreczki, chlewki, studzienka. Nuda życia przyziemnego czai się za zmurszałymi węgłami, kuca na stosach nawozu, okienkami wygląda. Zdala, postrzegłszy furmankę, chłopię ku drodze wybiegło. Pies-burek za niem. Czapa na tym smyku ojcowska, jako też i buciory. Nie widzi nic w polach, tylko obłoki i role, obłoki i role…
— Nie daj, księżulu, Światła zakładać, dołóż wysiłku, a nie daj! — świszcze pan Ryzio, śmiejąc się dyabelsko do swoich przewrotnych myśli.
Już wreszcie i Zagaje widać. Pora, bo podróżnikowi jęzor kołem stanął, a kapka u nosa w stalaktyt się zmieniać zaczęła. Wbiegły szkapki między obcięte kudłacze wierzbisk. Już też na drodze i sam Staś Walczak czeka.
— Powitać prezesa! — wykrzykuje pan Ryzio skołowaciałym językiem. — A czy też prezes wypadkiem szklanki herbaty?…
Prezes Walczak, młody pszczeliniak, pół chłop, pół jakiś inteligent w kurcie z grubeego