Strona:PL Schulz - Sanatorium pod klepsydrą.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

acetylenowych i cichego szmeru deszczu na płótnach namiotu, wspinał się na palce ostatkiem sił, do cna chory i jak wszyscy oni, tęskniący do śmiertelnego truchła.
W przedsionku uszminkowany biust kasjerki zagadał do nas, błyszcząc brylantami i złotą plombą na czarnym tle magicznych draperyj. Wyszliśmy w noc rośną i ciepłą od deszczu. Dachy lśniły, spływając wodą, rynny płakały monotonnie. Biegliśmy przez pluszczącą ulewę, rozjaśnioną płonącymi latarniami brzęczącymi w deszczu.



95